poniedziałek, 28 października 2013

Rozdział 3

No cześć :) Publikuję dzisiaj tylko jeden rozdział, mam nadzieje, że wam się spodoba :D





            - A więc jak drogi królu Odynie? Podbijemy na początek planetę Czaskienów, a później Midgard. Ty będziesz moim podwładnym, chociaż to będzie wyglądało tak, że poddani będą myśleć, że to ty wszystkim rządzisz. Więc jak umowa stoi? - spytał Rununnan, wziął łyk czerwonego wina. - Tfu, gorzkie.. - wypluł, po czym znów się napił. Na twarzy Odyna, znalazło się obrzydzenie, nie chciał pokazywać przed królem Trias innych emocji, jego ciałem owładnęła złość.
- Pewnie, może królu Runnunie, dolać ci do tego jeszcze szampana? - spytał Odyn, miał pewien pomysł, miał nadzieje, że się uda.
- Z miłą chęcią, muszę się odprężyć przed odzyskaniem włóczni mgły - trzęsącą się ręką przybliżył kieliszek do szampana, Wszechojciec dolał mu go do kieliszka.
- A może i byś ty się napił, królu Odynie. Na cześć twojego syna, Lokiego, czy jak mu tam? Biedak całe życie żył w kłamstwie, należy zrobić za niego toast - powiedział, zachrypniętym głosem. To był jego ósmy kieliszek. Odyn podszedł do stołu, który stał przed fotelem, na którym znajdował się król Trias. Król Asgardu uśmiechnął się pod nosem. Wszystko działało według jego przypuszczeń.
- Może i ja się też napije.. - odpowiedział i chwycił butelkę „wódki”, na którym znajdywała się malutka czerwona nalepka, pamiątka po wizycie Lokiego w Midgardzie. Nalał sobie alkohol do drugiego kieliszka i się go napił. To była zwykła woda, nie „wódka”. Odyn wcześniej przelał ją do innej butelki, a do tej wlał zwykłą wodę. Królowi Runnunowi wlewał prawdziwy alkohol, a sobie wodę. Z każdym kieliszkiem udawał bardziej pijanego. W myślach się z tego śmiał, ale nie mógł zrobić na zewnątrz, chyba, że po prostu uśmiechał się jak na pijaka przystało.
               Odyn wypił zaledwie trzy szklanki wody, co chwila przy tym robiąc z Rununnem toast, za jakąkolwiek wybraną przez niego rzecz.
              Rununnan wypił łącznie dziesięć kieliszków, rozłożył się na fotelu i zasnął, pochrapując zajadle. Co chwilę chrząkał.
 Wszechojciec wstał z fotela i stanął przed fotelem, na którym znajdował się król Trias.
- Czas zrobić to, na co od dawna zasługujesz... - wyszeptał pod nosem. Wziął rękę przed siebie, skupił się i po chwili w jego rękach pojawiła się złota, półmetrowa włócznia. Uśmiechnął się pod nosem. Wycelował w śpiącego Rununna i wypowiedział zaklęcie.
             Po chwili z włóczni wyleciał, niczym torpeda, czerwony promień. Uderzył on w króla Triasu i.. się odbił i poleciał w stół, który rozleciał się na kawałki. Usłyszał trzask rozbijanych butelek.
              Na parę sekund zapadła cisza, słychać było tylko dźwięk turlającej się pozostałości butelki.
Odyn patrzył na króla ze zdziwieniem. Nagle na jego twarzy pojawił się kpiący uśmiech. Otworzył czarne oczy i spojrzał na niego.
- Wszechojcze, naprawdę myślałeś, że po prostu mnie upijesz i zabijesz, gdy zasnę? - spytał, po chwili się zaśmiał. - Jeśli tak, to nie zasługujesz na swój tron.. Przejrzałem cię, od kiedy zobaczyłem ten alkohol. Wiesz przecież doskonale, że elfy mają słabość do alkoholu, ale nie wiesz, że trudno je upić. Średnio po dwudziestu kieliszkach bym zasnął – wstał z fotela i spojrzał Odynowi w oczy. - Odpłacę ci się tym samy.. - nie dokończył, bo Wszechojciec znów strzelił w niego i znów promień odbił się w i tak połamany stół. - Aha, czyli tak chcesz się bawić..
             Nagle włócznia Odyna sama z siebie poleciała do góry. Odyn spojrzał na nią na krótko, po czym zwrócił głowę do Rununna. Postawił ręce przed siebie, miał zamiar użyć magii ręcznej. Wycelował w króla Trias i nagle włócznia strzeliła w Odyna. Odleciał on parę metrów do tyłu.
Półmetrowa rzecz poleciała w ręce Rununna, on uśmiechnął się kpiąco i powiedział:
- Telepatia, znacie? Wszechojcze... Więc jak, wojna? - zaśmiał się i odwrócił się w stronę drzwi. - Aha i poproś swoją obsługę, aby wstawiła do komnaty mojej córki zakazane księgi magii.
- Rozumiemy się? - wyszedł z włócznią, którą wcześniej teleportował do swojej komnaty.
            Odyn leżał na podłodze parę godzin. Zawsze promień wystrzelony z jakiejkolwiek włóczni jest o wiele mocniejszy niż z ręcznej.
             Był przegrany, nie mógł nikomu powiedzieć o tym co się działo za zamkniętą komnatą. Rununnan go szantażował, żądał za niewydanie tajemnicy, wojny z całymi ośmioma światami. Chciał być władcą, nad władcami. Chciał być wywyższany, ale wiedział doskonale, że podbicie ośmiu światów jest bardzo trudną rzeczą, dlatego musiał zdobyć jak najwięcej sprzymierzeńców, ale Odyn nie był sprzymierzeńcem, był pod wpływem szantażu, związanym z jego młodszym synem, Lokim.



          Obudziła go suchość w ustach. Powoli otwierał oczy, nie czuł już żadnego bólu. Pospiesznie wstał z łóżka i pościelił je. Westchnął i wykonał krok w stronę drewnianego stołu. Zdał sobie sprawę, że stoi na otwartej książce. Schylił się i wziął ją do rąk, po czym podszedł do stołu i położył ją na nim. Zerknął na bałagan, nie miał ochoty go posprzątać. Klasnął w dłonie i po chwili wszystkie książki zniknęły, a w komnacie zapanował idealny porządek. Uśmiechnął się pod nosem, jego moc działała już normalnie.
          Spojrzał na swoje poszarpane szaty. Zamknął oczy i skupił się, wyobraził na sobie nowe odzienie.
         Po chwili znów na nie spojrzał. Były takie jak być powinny.
         Był głodny, nie jadł nic od dwóch dni. W komnacie nie miał nic do zjedzenia, musiał udać się do jadalni, ale nie miał na to jakiekolwiek ochoty.
          Loki wyszedł z komnaty i zaczął przechadzać się po korytarzach.



          Rununnan siedział na łóżku. Był wyraźnie z siebie zadowolony. Posiadał włócznie Odyna, najbardziej drogocenną rzecz w Asgardzie. Trzymał ją w ręce i co parę chwil obracał ja w dłoniach. Była piękna, złota, drogocenna, posiadająca największą moc w Asgardzie. Była po prostu wspaniała, ale króla Trias, wciąż zastanawiało jakim cudem, udało mu się ją tak bardzo łatwo zdobyć.
         „Odyn tak łatwo by się nie poddał bez walki. Kombinuje coś?”
         Chuchnął świeżym oddechem w stronę włóczni.
         Nic.
         Żadnej reakcji.
         Światełko w półmetrowej dzidzie zostało niezmiennie niebieskie. Każda włócznia posiada swojego właściciela i jeśli znajdzie się w rękach innego człowieka, to automatycznie zmienia kolor.
Był zdziwiony, nawet bardzo. Każda włócznia powinna posiadać taką zdolność, a ta była jedną z tych ważniejszych, a takiej umiejętności nie posiadała.
        „Dziwne”
          Nagle usłyszał pukanie do drzwi. Spojrzał w ich stronę. Szybko wstanął z łóżka, trzymając w rękach włócznie. Schował ją szybko pod szafę. Na szczęście się zmieściła. Podbiegł do stołu, które stały przed drzwiami.
          Drzwi otworzyły się, a w nich stanął nie kto inny, jak Amora. Na jej ustach pojawił się serdeczny uśmiech.
- Cześć ojcze – powiedziała słodkim głosem, podeszła do Rununna i go przytuliła. - Jak ci się wiedzie? - król Trias spojrzał na nią i ją objął.
- Moja córka.. Wiedzie mi się lepiej niż bym kiedykolwiek pomyślał – odpowiedział, uśmiechnął się pod nosem.
- A jakie informacja zdobyłeś, czy jakieś rzeczy? - zapytała, ciekawskim tonem. Odsunęła się od ojca i spojrzała w jego oczy. Jej twarz wskazywała ciekawość.
- Wiem, w których *namerach komnat mieszkają – powiedział, patrząc na córkę. Kochał ją, była dla niego jedyną istotą dla której mógłby zrobić wszystko. Ona była dla niego jedyną rodziną.
- Tylko tyle?! - krzyknęła – Ja to wiem od dawna! Mówiłam ci!
- Wiem, słońce, ale musiałem się upewnić. Nie krzycz, proszę - powiedział spokojnym tonem. - W zamian mam coś o wiele lepszego – powiedział i podszedł do szafy. Amora podążała za nim. Z jej ust zniknął uśmiech. W tej chwili dominowała w niej wściekłość.
- A przynajmniej jakie to są namery? - spytała, siląc się na spokojny ton.
- Szczęśliwe małżeństwo w namerze 5022, Thorek w 2220, a Lokiś w 2015 – odpowiedział sarkastycznym tonem. Schylił się i ręką próbował coś wydobyć spod szafy.
- Co ty robisz, ojcze? - podeszła pod niego.
- Jest... - zignorował pytanie córki. Wstał, był tyłem do Amory, nie widziała co trzyma w rękach. Ona nic nie mówiła, patrzyła tylko w stojącego tyłem ojca. Czekała, aż on w końcu pokaże co trzyma w rękach.
            Po paru chwilach król Trias odwrócił się w stronę córki. W rękach trzymał piękną, świecącą się na niebiesko włócznie. Amora zamarła. Nie mogła uwierzyć, że jej ojciec zdobył coś takiego.
           „Jakim cudem?!” - pomyślała Amora.
           Otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. Nie mogła uwierzyć.
- Jak ojcze to zdobyłeś...? - spytała, jąkającym się głosem.
- Powiedzmy, że sprytem – odpowiedział, wziął ręce przed siebie. - Weź ją, jest twoja – Córka spojrzała na swojego ojca z zachwytem. Powoli wyciągnęła ręce przed siebie, wzięła włócznie do rąk i zaczęła ją również powoli obracać. Nie mogła uwierzyć, że trzyma w rękach najpotężniejszą rzecz w całych dziewięciu światach.
            Przez parę chwil nic nie mówiła. Jej wzrok skupił się się na włóczni. Była piękna, niepowtarzalna i jedyna w swoim rodzaju.
            Przytuliła go jak najmocniej potrafiła, nic nie mówiła.
- Schowaj ją tak, aby nikt jej nie znalazł, jest najbardziej cenną rzeczą. Nie daj się złapać. Użyjemy jej w czasie wojny z Asgardem, wcześniej nawet tego nie próbuj – powiedział radosnym głosem Rununnan.
- Wiem ojcze, a kiedy będzie ta wojna? - spytała spokojnym głosem.
- W następnej *Taże córeczko... - Amora wyszła z jego ramion i za pomocą magii zmniejszyła włócznie w dłoniach, na kształt klepsydry. Schowała ją do kieszeni. I zmniejszyła jej przypływ magii i wzięła ją na siebie. Podeszła do drzwi.
- Żegnaj ojcze – powiedziała obojętnym głosem.
- Uważaj na siebie.. - odpowiedział król Trias.
            Potem wyszła, a Rununan został w komnacie sam. Westchnął i usiadł na łóżku, po chwili się na nim położył. I zaczął się zastanawiać nad jedną ważną kwestią. Czy na pewno Loki był wcześniej w jego komnacie?
            „To na pewno był on, tylko jakim cudem dowiedział się gdzie przebywam. Kto mu powiedział?!”
            Na pewno nie Odyn, czy żaden strażnik nie mógł powiedzieć mu o tym. Król Asgardu nie mógłby nikomu powiedzieć o szantażu, ani tym bardziej powiedzieć, gdzie znajduje się inny król w Asgardzie. To wtedy byłaby zdrada.
            „To oznacza, że Loki śledził mnie lub moich podwładnych?!” - pomyślał. - „Nie, nie, oni nawet nie byli nawet w swoich komnatach, ani tym bardziej w mojej. Strażników? Nie, żaden na pewno tu nie zawitał.”
            Podszedł do okna i rozsunął na nim zasłony. W pomieszczeniu zrobiło się jaśniej. Wzrok Rununna powędrował na stół, na którym coś się znajdywało. Podszedł do niego i zauważył kopertą. Wziął ją do rąk i zaczął czytać.

Drogi królu Trias

Serdecznie dziękujemy za zostanie władcą, rządzisz wspaniale

             Rozszarpał list na strzępy, w jednej chwili już wiedział, jak Loki znalazł się w jego komnacie.
           „Napisał list, dał strażnikom i pewnie dodał, że od kogoś dostał. I śledził dostarczyciela. Chociaż straż asgardzka, powinna przystawać i obserwować czy nie idzie za nimi żadna moc. Tylko jak mógł ich ominąć? Mógłby iść dolnym piętrem, chociaż nie. Moc uważa cały korytarz jako jedno pomieszczenie. I pewnie ten strażnik na początku błądził, aby zmylić domniemanego prześladowce. Górą też nie mógł iść, bo jest tak samo, czyli może...” - spojrzał w górę i uśmiechnął się pod nosem. - „Wentylacja! Pewnie nią szedł! Magia uważa, że kanał jest zupełnie innym pomieszczeniem niż korytarz! Zagadka rozwiązana!” - Zacisnął zęby. - „Spryciarz..”
             Wyjrzał przez okno, zbliżał się zachód słońca, czyli pora kolacji. Był pewny, że spotka Lokiego w jadalni, dlatego zaczął szybko iść ku temu pomieszczeniu.


            Był tam, opierał się o ścianę, naprzeciwko okna. Przypatrywał się swojej ręce. Po jego minie nie można było się czegokolwiek domyślić. Stał zamyślony.
           Na twarzy Rununna zagościł uśmiech, po chwili zniknął z niej. Wolnym krokiem podszedł do Lokiego i oparł się koło niego, o ścianę. Zielonooki nawet na nie zaszczycił go spojrzeniem, cały czas oglądał swoją dłoń.
- Za ile będzie kolacja? - spytał od niechcenia. Loki spojrzał na niego niemrawo, zmierzył go od stóp do głów, po czym znów odwrócił głowę przed siebie, nic nie odpowiedział.
- Rozumiem, nie masz ochoty rozmawiać – odparł Rununnan patrząc w podłogę. Na twarzy Lokiego pojawił się kpiący uśmiech.
- Naprawdę masz ochotę na rozmowę ze mną? - spytał zielonooki, patrząc przed siebie.
- A co? Nie mogę porozmawiać z księciem, czy niedługo królem Asgardu? - uśmiechnął się życzliwie, sztucznie.
- Królem? - spytał neutralnym tonem, spojrzał w strone Triasczyka.
- Tak, w końcu ty bardziej na niego zasługujesz. Wszystkie światy wiedzą, że na waszej planecie, któreś z braci dostanie tron. Albo porywczy Thor albo sprytny Loki – zaśmiał się
- Rozumiem, co króla sprowadza do Asgardu? - zmienił temat.
- Drogi książę, sam przecież dobrze wiesz. Odyn ci nie mówił? - spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- Wiem co mówił, ale nie wiem jaką to da mu korzyść – zielonooki postanowił grać w otwarte karty.
- Chyba wspomniał. Włócznia mgieł. Czaskienowie. Pamiętasz?
- Tak, pamiętam. Wspomniał, że wojna będzie w następnej *Teże. - dodał znudzonym głosem, w zniecierpliwieniu czekał, aż drzwi do jadalni się otworzą i będzie można wejść.
- Chyba o tym nie wspominał... Data wojny jest jeszcze nieznana. - dodał, spoglądając na niego spod oka.
- Dziwne.. Rodzinie wspomniał, że w następnej Teże... W takim razie musisz go wypytać. - spojrzał w stronę Rununna, który stał z założonymi rękami i patrzył przed siebie.
- Mam taki zamiar...
                Na chwilę zapadła cisza. Król Trias ukrył twarz w dłoniach. Zamknął oczy i skupił się. Loki znów spojrzał przed siebie.


Zobaczył obok siebie zieleń, mieszaną ze złotem. Białą plamę. Od razu ją rozpoznał, była taka sama jak ta, którą widział w komnacie. Obok niego znajdywało się też kilka podobnych energii, ale miały zupełnie inne kolory.

              „Na pewno to był wtedy on w mojej komnacie. Wspomniał o Teże, czyli jasno dał mi do zrozumienia, że był w mojej komnacie. Tylko po co to zrobił?! Zresztą to dobrze, tym gorzej dla niego....Zaraz, zaraz co on knuje?!”


              Rununnan oparł się o łokcie i spojrzał w górę.
- Amora mi o tym wspomniała – dodał Loki i spojrzał w stronę króla.
- Moja córka? - spytał. Loki był już pewien, że czarodziejka nie kłamała mówiąc mu o tym.
- Wspomniała mi o tym, podczas ostatniego spotkania - powiedział, patrząc w przestrzeń.
- Interesujące, a co jeszcze wspomniała?
- Jeszcze jedną rzecz..Napad na Asgard – drzwi jadalni otworzyły się, a Loki szybko przez nie przeszedł i usiadł na swoim miejscu.
              Rununnan stał tak jeszcze parę sekund. Był oniemiały.
            „W co on pogrywa??!!”


*Teże – sobota






poniedziałek, 21 października 2013

Rozdział 2

Macie dwa rozdziały, zapraszam do czytania. Następny-w przyszłym tygodniu :D  Mam nadzieje, że wam się spodoba :)


             Poczuł na sobie przyjemny, chłodny wiatr. Poczuł jak lodowata woda chlusnęła na niego. Powoli otwierał oczy, zdając sobie sprawę, że nie znajduję się w komnacie. Gdy otworzył je całkowicie, zobaczył przed sobą zardzewiałą ławkę, na której siedziała pewna kobieta. Podniósł się do siadu, niemal przy tym wpadając do wody. Zamoczył do niej ręce i obmył twarz. Spojrzał na kobietę. Była to starsza pani, w podeszłym wieku. Ubrana była w szarą szatę, sięgającą do stóp. Nie miała na sobie butów, ale na jej głowie znajdował się wianek z kwiatów. Miała brązowe włosy i zielone oczy.
- Wiedziałam, że ktoś tu przychodzi jeszcze oprócz mnie, tylko nie wiedziałam, że to książę – powiedziała zachrypniętym głosem kobieta, uśmiechając się. Wstała z ławki. Loki też wstał z fontanny, ale dalej nic nie mówił. Był pod wpływem szoku.
- Przychodzisz tu od dziesięciu lat, tak? - spytała, Loki po kilku sekundach kiwnął głowa. - Wiedziałam.. A będziesz tu jeszcze przychodził?
- A kim pani jest? - Loki w końcu się odezwał, ale nie miał zamiaru odpowiadać na pytanie staruszki. Na jego twarzy znalazła się neutralność.
- Boginią natury, stworzyłam tę fontannę...
- I co w związku z tym? - powiedział złośliwie. Patrzył w zielone oczy staruszki, a ona spojrzała na niego smutnym wzrokiem.
- Przepraszam, że zawracam ci głowę Loki, chciałam ci się przedstawić i.... cie ostrzec 
- Dobrze. Przed czym ostrzec? - nie miał zamiaru być miłym dla tej kobiety.
- Przed niebezpieczeństwem, które dzisiaj przyjedzie do pałacu.. Uważaj na niego.. Odyn i ten król są w zmowie..a właściwie to Odyn jest pod wpływem szantażu Rununna... - klasnęła w dłonie i zniknęła.
            Loki jeszcze stał parę chwil w tym samym miejscu, patrząc na ławkę, na której przed chwilą była bogini natury. Był w szoku, ale dominowała w nim złość.
            „Że niby czym ten król mógłby szantażować ojca??”
Usiadł na ziemi, opierając się plecami o murek, na którym jest fontanna i zaczął się zastanawiać, czy kobieta mówiła prawdę.
            „Nie ona nie mogła kłamać, czytałem kiedyś, że bogini natury mają dar przewidywania przyszłości i mają wygląd staruszek..., albo po prostu ktoś próbuje mnie nabrać?”
            Złapał się za głowę, gdy nagle, przeszło mu przez myśl która jest godzina. Stanął i zaczął szukać półmetrowego patyka,a gdy w końcu znalazł, to wbił go w ziemię, tam gdzie jest słońce i zamarł. Otóż odczytał z tego „zegara”, że jest pięć minut do dziesiątej. Nie zdążyłby w ciągu pięciu minut dobiec do pałacu i przebrać swoje mokre, ciemnozielone szaty.
             Podszedł do fontanny, nabrał wodę w dłonie i napił się jej. Po czym oddalił się od niej. Zamknął oczy i zacisnął dłonie w pięści. Wyszeptał zaklęcie teleportacji. Poczuł jak po jego ciele rozchodzi się ciepła energia. To jedyne ciepło jakie lubił.
              Po chwili otworzył oczy i rozglądnął się dookoła. Znajdował się w swojej komnacie. 
              Zdał sobie sprawę, że na czymś stoi. Spojrzał w dół i zobaczył książkę. Podniósł ją i rzucił na łóżko. W myślach wyobraził sobie siebie w stroju uroczystym, hełmem i zieloną peleryną. Wypowiedział zaklęcie.
             Potem spojrzał na swoje ubranie. Było idealnie takie jakie sobie wyobraził. Uśmiechnął się pod nosem.
             Nagle usłyszał pukanie, zdjął hełm i podszedł do drzwi,otworzył. I zobaczył tą osobę, której się najbardziej spodziewał.
- Witaj matko, już idę do sali tronowej.
- Okey, to chodź synku, martwiłam się o ciebie, nie wróciłeś na noc. - powiedziała troskliwym głosem.
- Musiałem coś załatwić - zamknął drzwi swojej komnaty. - Mamo, a jak ten król ma na imię?
-Rununnan.. - obydwoje zaczęli iść do sali tronowej. Loki całą drogę prawie nic nie mówił, a Frigga próbowała bezskutecznie wyciągnąć od niego informacje, gdzie był, ale na każde pytanie Loki odpowiadał mruknięciem. Cały czas zastanawiał się jak wyciągnąć od króla informacje, dlaczego chce podbić tamtą planetę.
              Gdy doszli do sali tronowej, znajdowali się w niej już Odyn i Thor. Szybko stanęli po bokach. Thor z Lokim po prawej stronie od tronu, Frigga po lewej.
              Po chwili drzwi otworzyły się z trzaskiem. Pierwsi przeszli przez nie strażnicy asgardcy, po nich przyszedł król i dwoje innych elfów.
              Loki przyjrzał się królowi. Miał on brązowe włosy, był szczupły, ale miał czarne oczy i ostre rysy twarzy. Na głowie posiadał biało-szare, puszyste, małe uszy. Miał na sobie jasną szatę sięgającą do stóp, a pośrodku niej znajdował się czarny pas.
             „Dwie z tych rzeczy pasują, a dwie nie.”
              Rununnan podszedł pod schody, na których znajdywał się tron. I klęknął.
- Moja wysokość, królu Odynie – powiedział, nie przestając się kłaniać. - Szalenie miło mi króla zobaczyć - Odyn wstał z tronu, jego mina, przypominała oburzoną.
- Mi też ciebie, drogi królu Rununnie. Szalenie miło widzieć – Odpowiedział, według Lokiego, z udawaną szczerością. I klęknął patrząc w podłogę.
              Po chwili oboje wstali i na twarzy Rununniego zagościł uśmiech, a na twarzy Odyna-obojętność. Król Trias podszedł do Friggi i uśmiechając się, pocałował ją w dłoń.
- Miło mi cie poznać, królowo... - Odrzekł, a Wszechmatka spojrzała na niego z niechęcią.
- Mi ciebie też, królu Runnunie..
              Król Trias podszedł do Thora i lekko się ukłonił, nie przestając się uśmiechać.
- Miło mi cię poznać, Thorze Odynsonie, słyszałem, że jesteś jednym z najsilniejszych w całych dziewięciu światach - powiedział miłym głosem.
- Dziękuję. Mi ciebie też miło poznać - powiedział, uśmiechając się serdecznie i lekko się kłaniając.
            „Ach ten mój łatwowierny braciszek, każdemu da się przechytrzyć.”
             Rununnan w końcu spojrzał na Lokiego i uśmiech znikł z jego twarzy. Króla sam jego widok obrzydzał, jednak musiał zgrywać miłego, to było konieczne.
- Jeden z najlepszych magów Asgardu. Wspaniale cię poznać Loki - westchnął głęboko. - Odynsonie - niemal wykrztusił te słowa. Jednak powiedział to wściekle miłym głosem
- Mi ciebie też, królu Runnunie - skusił się na miły ton, to było konieczne.
Król jednak nie ukłonił się przed Lokim, tylko podszedł do Odyna.
- Drogi królu, czy mógłbyś mi pokazać moją komnatę? - zapytał i na jego twarzy znów ukazał się uśmiech.
Odyn przywołał ręką do siebie swoich strażników i powiedział.
- Pokażcie mu jego komnatę - po czym Odyn podszedł do Friggi, a jeden z dwóch strażników rzekł:
- Chodźcie za nami - i wyszli z pomieszczenia, za nimi poszli Runnuun i dwa pozostałe elfy.
Przez chwile w pomieszczeniu zapadła cisza. Odyn szeptał coś do uszu Friggi, po chwili powiedział.
- A wy już możecie iść - Thor i Loki spojrzeli na siebie i wyszli z sali.
Przez parę chwil szli w milczeniu. Loki do swojej komnaty, Thor do swojej. W końcu gromowładny nie mógł znieść tej ciszy i powiedział:
- Co robiłeś wczoraj wieczorem? Matka mówiła, że nie było cie w komnacie - spytał Thor. Loki na niego spojrzał, blade usta wygięły się w szeroki uśmiech.
- A jak ty spędziłeś wczorajszy wieczór? Sif dała się poderwać? - zapytał z ironią. Mógłby z Thorem normalnie porozmawiać, ale w jego głowie rodziły się pomysły, jakie zamiary ma król Trias.
- Tańczyłem z nią, ale to nie ważne. Loki co ty wczoraj robiłeś? - zapytał, po czym stanął w miejscu. Zielonooki dopiero po przejściu paru metrów zorientował się, że Thor z nim nie idzie. Zatrzymał się na chwile i obejrzał się do tyłu. On stał w miejscu i oczekiwał wyjaśnień, Loki ignorując go poszedł przed siebie, do swojej komnaty.



               Thor stanął i patrzył na oddalającego się brata. Dopiero po paru metrach zorientował się, że nie idzie z nim brat. Obejrzał się do tyłu i spojrzał na niego, po czym zaczął iść do swojej komnaty. Thor stał cały czas w tym samym miejscu i się zastanawiał. Blondyn nie miał pojęcia, dlaczego Loki nie chciał z nikim rozmawiać. W ostatnich dniach zrobił się mało kontaktowy. Thorowi nasuwało się tylko jedno pytanie: Dlaczego?
               Jego brat był typem samotnika, ale ostatnimi czasy prawie w ogóle nie wychodził ze swojej komnaty, tylko wcześniejszego dnia wyszedł późnym popołudniem nie wiadomo gdzie.
               Dzisiejszego dnia, myślał, że Loki zapomniał o przyleceniu króla Trias do Asgardu, ale to wydawało się według niego niemożliwe. W końcu kilka dni temu Loki opowiadał Thorowi o tej całej przepowiedni, pisanej dziesięć pokoleń wcześniej. Blondyn powiedział mu wtedy, aby przestał przejmować się głupstwami i aby zajął się czymś pożytecznym. Po tych słowach porozmawiali tylko chwile i Loki wytłumaczył się dodatkowymi zajęciami z magii i odszedł. Od tego czasu mało co rozmawia z Thorem, właściwie to skakałby z radości, gdyby nagle zniknął.
                 Blondyn zacisnął dłonie w pięści i oparł się o ścianę i spojrzał w górę.
                „Loki przesadza”
               Złapał się za podbródek i już miał zamiar wymyślać rozmaite teorie, gdy nagle zza korytarza, wyszła Sif i skręciła w jego stronę. Bogini uśmiechnęła się płomiennie i podeszła do Thora, a on odwzajemnił uśmiech i powiedział:
- Witam Lady Sif - ujął jej dłoń i ją delikatnie pocałował.
- Witam księcia - zarumieniła się. - Jak się wczoraj pan bawił na przyjęciu? - dodała zabawnym tonem.
- Wspaniale, moja droga - ujął ją za dłoń i przybliżył ją do siebie i zaczęli się poruszać w rytm niesłyszalnej muzyki.
- Z miłą chęcią bym je powtórzyła..
- Ja też, mam taką nadzieje.. - Stanął w miejscu, po chwili Sif też. Zabrał swoje dłonie i jedną z nich pogłaskał jej policzek. - Szczerą nadzieje.
- Miło mi to słyszeć - powiedziała, patrząc mu w oczy. - Chciałabym się utopić w tych boskich niebieskich oczach - złapał ją za rękę i obydwoje zaczęli iść długimi korytarzami. Nic nie mówili, nic nie słyszeli. Tylko patrzyli się w swoje oczy. Przeszli koło wejścia i wolnymi krokami szli podziwiać wspaniałe ogrody asgardzkie.


Jakiś czas później..


                 Król Trias siedział na dębowej ławce, uśmiechając się pod nosem, bo wciągu jednego dnia dowiedział się kto gdzie mieszka w pałacu. A ta informacja była mu jak najbardziej potrzebna. Rzecz jasna, że nie zapamiętał wszystkiego, pamiętał jedynie gdzie znajduje się komnata Thora, Odynsonów i Lokiego. Na samą myśl o nim, zacisnął usta w wąską linię.
Znał tajemnicę, poznał ją przypadkiem. Odyn chciał, aby nikt nie był jej świadom.
               „Głupiec, tego nie da się ukryć”
                Zacisnął dłonie w pięści i położył je na kolanach.
                Runnunan wiedział doskonale, że Loki to krętacz i na pewno się zastanawia, po co ma zamiar razem z Odynem wytyczyć wojnę Czaskienom. Na pewno już podejrzewał różne rzeczy jak wplątał to jego ojca. Zielonookiemu musiało przez myśl przejść to słowo – szantaż. Runnunan wiedział, że może Loki będzie próbował nim manipulować nim, w celu wydobycia informacji, ale on się nie da, sam był zresztą manipulatorem. Nic nie wybędzie z króla Trias, jedynie zwykłe kłamstwa, które w niczym mu nie pomogą..
             „A jeśli okaże się sprytniejszy? Jeśli dowie się, że naprawdę szantażuję Odyna? Albo Odyn mu powie? Ale nie, nie zrobiłby tego.. Zbyt go kocha.. Obrzydliwe.. Loki na pewno już coś wykombinował.”
              Nagle do głowy wpadła mu ta jedna myśl... Wstał szybko z ławki i pobiegł przez ogrody, przewracając przy tym Sif. Nawet jej nie zauważył. Pobiegł do pałacu, schodów, do swojej komnaty.. Otworzył drzwi, jak najszybciej potrafił. W całym pomieszczeniu było ciemno i nic nie było widać. Zamknął oczy i szybko się skupił. Zauważył zieloną energie, zaplątaną ze złotem, która znajdywała się przed nim, po sekundzie zniknęła.
Loki...” - wściekł się.


Jakiś czas wcześniej...

               Loki oparł się plecami o drzwi swojej komnaty i westchnął. W ciągu ostatnich dni prawie z nikim nie rozmawiał, zrobił się bardzo mrukliwy. Prawie cały czas spędzał w samotności, zresztą ta rzecz mu nawet nie przeszkadzała. Tylko...nawet... był przez to szczęśliwy? Nie, nie zupełnie chyba ześwirował. Podniósł głowę do góry i patrzył w wysoki sufit. W całym pomieszczeniu było bardzo jasno. Słońce świeciło Lokiemu prosto w twarz. Podszedł do okna i zasłonił je czerwonymi firanami. W komnacie zrobiło się ciemniej, ale nie całkowicie. Loki podszedł do łóżka i usiadł na nim. Złapał się za głowę i nagle do głowy wpadł mu ten pomysł.
               „Jest idealny.”
              Wstał z łóżka i przeszedł parę metrów do drzwi. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że wciąż jest w wizytowym stroju. Zamknął oczy i wyobraził na sobie swobodne, asgardzkie szaty. Skupił się. Zacisnął pięści. Stał tak z parę sekund, po czym spojrzał na swoje ubranie, składające się teraz z ciemnozielonej szaty.
               „Następnym razem powiem zaklęcie, będzie szybciej.”
                Przeszedł przez drzwi swojej komnaty. Zaczął iść pięknymi i długimi korytarzami. Po chwili stanął i złapał się za głowę.
              „Plan jest świetny, ale nie wiem, gdzie on...”
               Zacisnął dłonie w pięści, wiedział, że te dane są ściśle tajne. Nikt nie może o tym wiedzieć o tym prócz ojca i...
               Zaczął iść w stronę drzwi wejściowych, wiedział co ma zrobić, ale nie wiedział, czy to się uda. 
               Przeszedł już kilka zakrętów. Stanął na schodach z czerwonym dywanem.
              Odziani w bojowe zbroje z długimi, żółtymi pelerynami, aż do stóp. Ze wspaniałymi hełmami. Ze specjalnymi przywilejami.
               Zszedł ze schodów, zmierzając ku strażnikom, chowając przy tym rękę za siebie. Wypowiedział szybko pod nosem zaklęcie.
               Po chwili poczuł w ręce upragnioną rzecz.
               Podszedł do strażników. Lekko się do nich ukłonił. Oni wymienili ze sobą porozumiewawcze spojrzenia i przyjrzeli się Lokiemu. Jego twarz wskazywała idealną obojętność. Ale to była tylko nic nie warta maska, podczas gdy w środku czuł niepewność, czy zdenerwowanie. W milczeniu wręczył im kopertę zaadresowaną do Rununna, ale znajdowało tam się tylko imię, nazwisko,nazwa planety, bez numeru mieszkania. Wszystko przemyślał.
- Od kogo to dostałeś Loki? - spytał jeden ze strażników, on doskonale wiedział, że zielonooki to krętacz, psotnik. Znał prawie wszystkie jego wybryki. Chociaż mało kto je znał. W gruncie rzeczy mało kto wiedział kto za nimi stoi. Jedynie ten strażnik obserwował to wszystko ze spokojem, nic nikomu nie mówił. Ale za to obserwował go uważnie. To właśnie dlatego został ochroniarzem drzwi pałacu, zamiast ochroniarzem Odyna.
               Zawsze był ciekawy, gdzie Loki wychodzi popołudniami, a wraca po zachodzie słońca. Gdy wychodził zawsze był wesoły, ale nie było tego widać, jednak czasami skusił się na mały uśmiech, ale gdy widział z daleka kogokolwiek, przybierał neutralny wyraz twarzy. Strażnik prawie za każdym widział ten lekki uśmiech, tylko na parę sekund, ale zawsze znikał. Nigdy nie pozostawał na dłużej.
Strażnik zawsze zastanawiał się gdzie on wtedy wychodził, ale był pewien – nie do kogoś. Był tego pewny. Loki nigdy nie był towarzyski, wiedział to z lokalnych plotek i pewnie to była prawda. Rzadko widział go w czyimś towarzystwie. Po prostu to było dla strażnika niemożliwe, aby do kogoś wychodził, więc jego pytanie brzmiało: „Gdzie wychodzi co jakiś czas Loki?”
Czasami wydawało się mu, że przesadza, może wtedy wychodzi się po prosty tylko przejść? Zresztą sam nigdy się go o to nie zapytał, jak i nigdy nie zapyta.
- Znalazłem na korytarzu. Leżało za salą tronową. Nie otwierałem – powiedział, wymachując kopertą. - Tylko nie wiem od kogo ona jest - dodał neutralnym tonem. Strażnik patrzył w oczy Lokiego i jedynie co zobaczył to obojętność. Loki był dobry w maskowaniu się przed uczuciami. Chyba nigdy nie pozwolił, im sobie zawładnąć.
- Na pewno? A sam jej nie napisałeś? - na twarzy Lokiego pojawiła się ledwo dostrzegalna złość, po sekundzie zniknęła. Na jego twarzy pojawiła się maska opanowania.
- Mogę to przeczytać, ale to chyba nie należy do mnie.. - otworzył kopertę i wyjął papier. Drugi strażnik wyrwał mu te rzeczy i schował za pelerynę. - To więc do widzenia - rzekł i wolnym krokiem oddalił się od strażników i skręcił w drugi korytarz. Nie chciał, aby snuli podejrzenia.
W kopercie, którą im dał znajdował się daktafon.
                 „A nie dyktafon?”
                  Na pewno daktafon.. Wyjął pewną rzecz ze swojego płaszcza,słachawkę, czy coś takiego i przyłożył ją do swojego ucha. Te rzeczy to pamiątka po wizycie w Midgardzie, ale nie miał czasu na przypominanie sobie wrażeń z tamtego dnia. Musiał się teraz sprężyć. Usłyszał w słachawce niewyraźne głosy.
- Ja nie mogę zanieść tej koperty, mam spotkanie z Friggą, ma mi coś powiedzieć o dokumentach.
- To pewnie coś ważnego. Ja odniosę tą kopertę - drugi strażnik rozglądnął się dookoła, na szczęście nikogo nie widział.
- Tylko co jakiś czas stawaj i sprawdzaj czy nie idzie za tobą żadna moc. Dobrze? - powiedział cichym głosem, którego sam Loki, prawie nie usłyszał, ale na szczęście usłyszał.
- Dobrze, jakby co na początku zmylę drogi - powiedział ciszej tak, że Loki nawet nie podsłuchał.
                „Teraz ważny punkt programu.”
                Rozejrzał się dookoła, na szczęście nikogo nie było. Wyłączył „słachawkę” i schował do kieszeni swojej szaty. Spojrzał w górę. Zacisnął zęby i skupił się. Zamknął oczy, położył się na podłodze i wypowiedział szybko całe zaklęcie.
                 Po chwili poczuł, że uderzył się w głowę, Wziął rękę i chciał pomasować nią czaszkę, ale ręka się nie przecisnęła. W tym miejscu prawie w ogóle nie było miejsca. Spojrzał w dół. Całe te pomieszczenie w którym się znajdował, było bardzo ciasne. Właściwie to nigdy nie można było go tak nazwać, bo znajdował się w kanale wentylacyjnym znajdującym się nad korytarzem. Jedynym plusem tego miejsca, było to, że średnio co pięć metrów pojawiały się kraty i można było zobaczyć co się dzieje na dole. I rzecz jasna to, że były zakręty, takie jak na korytarzach. Cały kanał był ciemny, ale światło , wpadające przez kraty oświetlało go. I przez to Loki widział jak brudny był ten tunel. Cały tonął w kurzu. Zielonooki musiał się powstrzymać przed kichnięciem, bo każdy dźwięk jest bardzo dobrze słyszalny na korytarzu. Ta rzecz ma swoją również swoje plusy. To działało również w drugą stronę.
                  Zaczął się czołgać do strażników, co parę metrów mijał kraty. Robił to wszystko najciszej jak potrafił. Powstrzymywał kichnięcie. Mrużył oczy..
Strażnicy w tym czasie rozmawiali. W końcu pierwszy z nich wyszedł na spotkanie z Friggą. Na pożegnanie powiedział:
- Wracaj jak najszybciej do drzwi, lepiej, aby jak najmniej osób zauważyło, że nas nie ma - i poszedł, drugi stał jeszcze przy drzwiach parę sekund i z kopertą przeszedł poszedł w prawy korytarz.
Loki przeczołgał się wcześniej do strażników i usłyszał tylko końcówkę ich rozmowy. I tak nie sądził czy tym razem jego plan się powiedzie. Drogę, którą mógłby pokonać w dziesięć sekund, przeczołgał się w trzydzieści. Nie wiedział, czy zdążyłby nadążyć, w takim razie za strażnikiem. Jeśli tak, to istniałby jeszcze jeden problem. Mimo tego, że było ciasno w tym „tunelu”, to było jeszcze ślisko... Więc jeśli choć raz ten strażnik wejdzie na schody, które w tym kanale wentylacyjnym prowadzą pod górę, to nawet nie wejdzie, ale jakby jakimś cudem to zrobił, to pewnie zajęłoby mu to parę minut, a strażnikowi – sekund.
                   Był jeszcze jeden problem, może głupi, ale w tej chwili ważny. Loki był cały w kurzu i tylko siłą powstrzymywał się przed kichnięciem. Jeśliby to zrobił, to strażnicy znajdujący się pod nim z łatwością zauważyliby, że ktoś nad nimi jest, a kara, która by go go wtedy spotkała – na pewno nie należałaby do najprzyjemniejszych.
                 Ten „plan” był prosty i banalny, tak, że nawet nie można by było go tak nazwać, ale był trochę trudny do wykonania. Pierwszą, najłatwiejszą rzecz zrobił, dalej musi się bardziej postarać...
Kiedy pierwszy strażnik odszedł, drugi pozostał na parę sekund, po czym schował kopertę za siebie i poszedł z nią w prawą stronę korytarza.
                  Loki szybko zaczął się czołgać za strażnikiem. Był cały obolały, chociaż czołgał się tylko z minutę, na „podłodze”, na której się znajdował, były różne ostre blachy metalu i co jakiś czas przez bardzo słabe światło, nieumyślnie się o nie ocierał, aż do krwi.
Strażnik minął skrzyżowanie korytarzy i szedł cały czas prosto, po chwili stanął, rozejrzał się i upewniwszy się, że nikogo nie ma – zamknął oczy i się mocno skupił.
                   Serce Lokiego łomotało w jego piersi. Pierwszy raz szedł drogą wentylacyjną, nie wiedział jak na to zareaguje moc..
                   Każdy czarownik, zaawansowany, czy początkujący posiada coś takiego jak „wykrywacz magii”. Jeśli tylko zamknie oczy i się mocno skupi, może zauważyć w jakimkolwiek miejscu magiczną energie, czyli czarodzieja. Ona posiada w sobie dwa, jedyne, niepowtarzalne kolory. Jeden z nich ma taki sam kolor jak oczy czarodzieja, którą ją posiada, a drugi określa jedną z najważniejszych cech charakteru. Ten czarodziej nigdy nie nie będzie mógł się dowiedzieć, jaki drugi kolor posiada jego energia, jeśli się dowie, ponieważ chciał – zginie. Jeśli ktoś mu powie o tym, wbrew jego woli – to ta osoba zginie. I mimo tego, że czarodziejów jest naprawdę mnóstwo na tym świecie, każdy posiada jedyne dwa niepowtarzalne kolory swojej energii. Był jednak minus tego przywileju. Ukazywanie energii może nastąpić tylko w pomieszczeniu w którym dany czarodziej się znajduję. A cały korytarz, był zawsze traktowany przez moc, jako pełne pomieszczenie i nie miał pojęcia czy moc weźmie kanał wentylacyjny również za część korytarza. Jeśli tak, to już po nim..
Strażnik stał na kolejnym skrzyżowaniu korytarzy. Po paru chwilach otworzył oczy i spojrzał w prawą stronę. Loki pragnął zobaczyć, co strażnik tam widzi, ale wtedy musiałby podnieść kraty i wychylić całą głowę, a jeśliby to zrobił to byłby skończonym idiotom.
- Witam – powiedział i klęknął na jedno kolano, po czym wstał.
- Witam strażniku – odparła, podchodząc do niego.
          „Jeszcze jej tu potrzeba, na szczęście zaraz pójdzie, odpocznę trochę.” - pomyślał Loki patrząc na znienawidzoną przez niego Amorę.
- Nie powinnaś być w Midgardzie? W ramach prac społecznych za zniszczone szkody? - zapytał zdenerwowanym głosem strażnik.
- A co mnie obchodzi ta ludzka rasa? Jakbym ja tego nie zniszczyła, to na pewno, któryś z nich to zrobił. - odpowiedziała, przeczesując swoje blond włosy.
- Odyn znajdzie dla ciebie inną karę w postaci tortur albo zabierze twoje moce.
- I ja mam się go bać? - zaśmiała się. - Jakoś nie widzę, aby zgotował mi tortury, chyba, że torturami można nazwać prace społeczne. - zaczęła iść przed siebie, ale po chwili dodała:
- Uważaj na górze! Bo ktoś cię jeszcze złapię i będą kłopoty! - zaśmiała się i poszła przed siebie.
           Loki patrzył na odchodzącą czarodziejkę i szczerze przeklinał pod nosem. Był pewny, że ostatnie zdanie skierowała do niego. Tylko jak mogła go zauważyć? To było niemożliwe! Kanał wentylacyjny znajdował się cztery metry nad korytarzem, więc patrzyła na górę? On tego nie widział! Chyba, że po prostu oczami go dostrzegła. Ale był pewien. Za wszelką cenę dowie się co robił w „tunelu” i dlaczego znajdował się idealnie nad strażnikiem.
           Stróż asgardzki patrzył na odchodzącą Amorę. Tym, że uciekła z Midgardu, jak miała wypełnić pracę społeczne, to było wiadome, ale był zdziwiony jej ostatnim zdaniem. O co jej chodziło? A zresztą co się będzie nią przejmował, ma ważniejsze sprawy na głowie, ale będzie musiał o tym powiedzieć Wszechojcowi.
           Skręcił w lewo, Loki zresztą zrobił to samo, czołgał się, co chwila uderzając się w głowę i ocierając się o stare blachy. Nic nie mówił, nie syczał z bólu, musiał wytrzymać, gdy chciał kichnąć, brał głowę do ramienia i tam wciągał powietrze, na jakiś czas to zatrzymywało uczucie kichnięcia. Czuł się fatalnie, jego szaty były zniszczone, ale musiał wytrzymać, to było ważne.
             Strażnik co jakiś czas mijał to samo miejsce.
            „No nie, on zatacza koła, aby zmylić drogi.” - westchnął cicho. Był wykończony.
             Stróż asgardzki szedł z kwadrans, zielonooki był po tym czasie stał się zmęczony. Emanowało w nim uczucie przyjemnego zimna i znienawidzonego ciepła, jednak był wytrwały, musiało mu się udać.
            Nagle stało się coś, czego Loki najbardziej się obawiał, strażnik zaczął iść po schodach. Loki westchnął i wtedy wpadła mu jedna myśl. Wziął dwa głębokie oddechy i powiedział pod nosem zaklęcie. Był wykończony, ale miał nadzieje, że się uda i nie mylił się, po chwili leżał sześć metrów przed siebie i przez kraty widział strażnika, idącego jeszcze po schodach. Ostatkiem sił uśmiechnął się pewnie.
             Kiedy stróż asgardzki odszedł od schodów, skręcił w prawą stronę i szedł tak z dwie minuty i w końcu stanął, zamknął oczy, stał tak parę chwil, ale nic nie zauważył i podszedł do wielkich czarnych drzwi.
             Miał pecha.. Tam gdzie były drzwi, kończył się kanał wentylacyjny, a był tak wycieńczony, że nie miał siły go rozwinąć za pomocą magii.
            Położył się przed ostatnimi kratkami, aby mieć widok na strażnika. On wyjął zza peleryny kopertę, otworzył drzwi, które się same z siebie zamknęły
            Po pięciu minutach strażnik wyszedł.
            Kiedy wyszedł strażnika, za pomocą magii stanął na korytarzu. Cudem trzymał się na nogach. Podszedł do ściany, dał tam rękę i powstrzymywał się, aby nie upaść, ale to nic nie dało. Padł na kolana i głęboko odetchnął, kichnął kilka razy. Spojrzał na swoje ubranie, całe było zniszczone, mokre od krwi. I było pełne kurzu.
          „Nigdy więcej”
           Złapał się za plecy, bardzo go bolały, po ciągłym czołganiu. Splunął na podłogę. Nie miał już żadnej siły, aby użyć magii, aby się przebrać. Znów kichnął i oparł się bolącymi plecami o ścianę. Podrapał się w głowę. Nie chciał, aby ktoś w tej chwili widział go w takim stanie.
           W końcu wstał i podszedł do wysokich, czarnych drzwi. Postawił rękę na brązowej klamce i wolno otworzył drzwi. Myślał, że ujrzy od razu komnatę, ale tam znajdował się krótki korytarz. Po prawej i lewej stronie znajdowały się po trzy drzwi tego samego koloru, a pośrodku, naprzeciwko znajdywały się one jasnego koloru.
           Zielonooki wiedział, że w którejś z tych drzwi znajdował się król. Ale czy teraz naprawdę chciałby tam wejść? W takim ubraniu, wyczerpany, tak, że nawet nie mógłby użyć mocy. Narazić się na kpiny? Ale Loki był zbyt wykończony, aby myśleć realistycznie. Pomyślał: „Dokończę zadanie!”.
Podszedł do trzecich drzwi po lewej. Chwycił za klamkę i już miał otwierać, gdy nagle zdał sobie sprawę co chce zrobić. Narazić się na kpiny, karę, stracić szacunek.. Nie mógł do tego dopuścić. Ale wycieńczony umysł zrobił swoje. Otworzył drzwi.
            Ujrzał ciemność, zamknął oczy. Poczuł piękny zapach lasu po deszczu. Skupił się. Nie wyczuł żadnej energii. Zamknął drzwi, ale nie zapalił światła. Podszedł do słabo widocznego łóżka, a tam zobaczył *tirię z naklejką króla.
           „Zgadłem!”
            Zaczął szperać w tirii. Szukał jakichś papierów, dokumentów, notatek, przecież Rununnan musiał gdzieś zapisać choć cząstkę swojego planu. W końcu wyciągnął notatnik i wyciągnął jakiś ołówek. Usiadł na krześle, znajdującym się przed drzwiami. Zapalił ołówek, nawet nie wiadomo jak bardzo mógłby być wycieńczony, zawsze z największa łatwością może coś zapalić. W końcu był bogiem ognia.
Zaczął czytać:
Komnata małżeństwa Odynsonów znajduję się w komnacie na samej górze w *namerze 5022. Thora w namerze 2220, a Lokiego w 2015. W *Taże armia zbierze się przed pałacem Asgardu i będzie razem z..”
              Nie dokończył czytać, bo drzwi otworzyły się na całą szerokość. Wiedział, kto przyszedł. Szybko wstał, pstryknął palcami i zniknął.
             Złapał się za parapet znajdujący się pod oknem, znajdował się w swojej komnacie. Był pewien. W całym pomieszczeniu było ciemno. Oparł wciąż bolące plecy, o ścianę. Westchnął i zamknął oczy. Nie miał już siły, po takim użyciu magii. Teraz chciał zasnąć. Choćby pod oknem.
               Po chwili całe pomieszczenie zajaśniało. Loki z niechęcią otworzył oczy, myślał, że to matka przyszła spytać, ale to co zobaczył przeraziło go. Nie był w swojej komnacie!! Czy przez to, że był wykończony, to jeszcze mieszało mu się w głowie?? Jeszcze bardziej się zdziwił, gdy w drzwiach stanęła Amora.
- Wow, tak za mną tęskniłeś, że postanowiłeś zrobić mi niespodziankę? - spytała z sarkazmem, spoglądając na jego potargane i brudne od krwi szaty. - Tylko mogłeś się lepiej ubrać - Loki był tak bardzo zmęczony, że nawet nie miał siły stanąć, a tym bardziej użyć magii. Jedyne co mu pozostało, to „porozmawiać” z Amorą, a po uzyskaniu wystarczającej mocy po prostu zniknąć.
- Tak Amoro, przyszedłem cie odwiedzić, po naszym ostatnim spotkaniu, bo tęskniłem – odparł z niechęcią.
- Ale o którym myślisz spotkaniu? Tym rok temu, czy tym dzisiejszym? Bo wiesz dzisiaj nawet się do mnie nie odezwałeś. I przez to było mi tak bardzo przykro... - dodała sztucznym, smutnym głosem.
- Jakim spotkaniu dzisiejszym? Ostatni raz cię widziałem rok temu - powiedział, bo czarodziejka mogła sprawdzić czy to był naprawdę on i mogłaby to wykorzystać.
- O... Lokiś... - podeszła bliżej. – Kłamiesz, a zresztą jak zawsze.. - Loki wstał, ale wciąż opierał się rękami o parapet.
- Nie mów tak do mnie, bo..
- Jesteś zbyt słaby, aby mnie zabić, a ja to mogę zrobić z przyjemnością – odparła stając od niego o metr. - Pewnie się zmęczyłeś, chodząc kanałami wentylacyjnymi. Ponad pół godziny.. Współczuję, a to tylko w imię króla, aby poznać kiedy ma zamiar podbić Asgard... - Loki przyjrzał się jej z nie chęcią.
- Skąd tyle wiesz?
- Tak się składa, że Rununnan, to mój.. - westchnęła. - ojciec.. - po czym pstryknęła palcami, a Loki znalazł się w swojej komnacie.
Zielonooki położył się na łóżku, nie miał zamiaru dalej nad tym myśleć, chciał zasnąć, odpocząć i udało mu się to..

*tiria – walizka
*namerz – numer

niedziela, 20 października 2013

Rozdział 1

    
        Złapał się za głowę i położył się na łóżku. Na podłodze leżało mnóstwo starych, otwartych ksiąg. Westchnął i podniósł jedną z tych ksiąg do góry i zaczął czytać.

Strona 52” „Według przepowiedni dawnych *Reician za dziesięć pokoleń planeta będzie pogrążona w ciężkiej klątwie, otóż władca Trias, następca pokolenia *Andrei, będzie mściwym królem, udawał będzie dobrego, jednak będzie chciał być władcą dziewięciu światów. Będzie mściwy, rządny władzy, zrobi wszystko, aby mieć nad wszystkim kontrole. Pod maską spokojnego, dobrego i wesołego elfa, będzie rządny, mściwy elf, który będzie mógł zabić wszystko na swojej drodze, aby zdobyć swój cel.”

          Loki coraz bardziej wczytywał się w tekst księgi, chociaż czytał go z dziesięć razy, musiał znaleźć w tym tekście jak najwięcej szczegółów, które mogłyby mu pomóc, musiał je zapamiętać, co było dla niego bardzo łatwe, bo miał doskonałą pamięć. Skupił się na tekście i jeszcze raz przeczytał sto stron.
          „Dobra, starczy, zapamiętam”
           Wstał z łóżka i włożył książkę do szafki obok okna i spojrzał na porozwalane książki, nie chciało mu się ich sprzątać. Kopnął jedną z nich, a ta poleciała pod łóżko. Wyszedł z pokoju i zamknął z trzaskiem złote drzwi. Westchnął i zaczął podążać długimi, asgardzkimi korytarzami. Znał na pamięć prawie cały pałac, w końcu się w nim wychowywał. Wiedział co, gdzie się znajduje i wiedział również kto, gdzie mieszka. Nie chciał nikogo spotkać po drodze, nie miał ochoty na żadne rozmowy, wytłumaczenia się gdzie idzie.. szedł po prostu do fontanny, usiąść, odpocząć i pomyśleć na jutrzejszym dniem, nad tym co może się stać. Rzecz jasna, rzadko co jego marzenia się spełniają, tak i było teraz.
              Miał zamiar wyjść głównym wejściem. Gdy schodził po schodach, które znajdowały się naprzeciwko drzwi, z daleka ujrzał Thora, rozmawiającego ze strażnikiem Odyna. Już miał zamiar zawrócić i wyjść bocznym wyjściem, które znajdywało się o wiele dalej od jego komnaty, gdy nagle usłyszał zza siebie:
- Loki, czekaj! - nie miał zamiaru czekać ani rozmawiać, więc zawrócił i szybkim krokiem ruszył ku bocznemu wyjściu gdy nagle poczuł, że ktoś łapie go za ramię.
- Loki, gdzieś ty się dzisiaj cały dzień podziewał? - zielonooki wytrącił jego dłoń i stanął w miejscu.
- Tak jak to ująłeś bracie, zajmowałem się głupstwami - odpowiedział neutralnym głosem.
- I miałem racje. Ty nadal studiujesz te przepowiednie? Loki, nie wierz w głupstwa! Jutro przyleci do nas ten król i stworzymy z nim sojusz, aby wytoczyć wojnę Czaskienom.
- To naprawdę był pomysł ojca? - spojrzał na Thora. Wciąż nie mógł uwierzyć, dlaczego jego ojciec człowiek, który nienawidził wojny i zawsze chciał tylko pokoju, chciał wytoczyć wojnę przeciw tak małemu ludowi jak Czaskienów. Nie miał pojęcia, co to by dało Wszechojcu, jakie korzyści. To było według niego bardzo dziwne i podejrzane.
- Tak, król przybędzie jutro o dziesiątej. Wstaw się w sali tronowej. Loki, dzisiaj jest organizowane przyjęcie u Sif, może chciałbyś tam ze mną iść? Wreszcie byś odpoczął, może byś zatańczył z jakimiś dziewczynami...
- Mam ważniejsze sprawy na głowie.. - mruknął. - I nie chciałbym przeszkadzać tobie w podrywaniu Sif - odwrócił się w stronę głównego wyjścia i poszedł przed siebie, Thor nie próbował go już gonić.
             Gdy minął drzwi wyjściowe i znalazł się na zewnątrz, odetchnął świeżym powietrzem. Nie wychodził z komnaty od trzech dni. Poczuł lekki wiatr, wiejący w jego stronę. To było dla niego bardzo miłe uczucie.
             Zszedł ze schodów i przed jego oczami ukazała się kamienista droga, a po prawej i lewej stronie znajdowały się najróżniejszych kolorów kwiaty, głównie róże. Szedł prosto, wolnym krokiem i głęboko wdychał zapach kwiatów. Uwielbiał go.
              Kiedy przyszedł do rynku, na którym znajdywało się bardzo mało ludzi, skręcił w prawo, w kamienistą drogę, po prawej i lewej stronie miejsce zajmowały lasy. Po jednej stronie były lasy iglaste, po drugiej liściaste. 
              Szedł prosto z dziesięć minut, w końcu przy lekkim skręcie drogi, zobaczył po prawej stronie, tam gdzie był las mieszany, wydeptaną dróżkę, skręcił w nią i szedł tak z pięć minut, potem skręcił w lewo i zobaczył przed sobą piękną fontannę.
              Wyglądała jak nowa, jednak stała tam prawdopodobnie od kilku tysięcy lat. Miała ona kształt kwadratu. Lała się z niej czysta, krystaliczna woda. Fontanna była koloru białego i nie była ani trochę zniszczona. Naprzeciwko fontanny stała mała, zardzewiała ławka.
              To było jego ulubione miejsce, uwielbiał tam przychodzić. Odkrył je, gdy zaczął dwanaście lat. To było pierwszego dnia, kiedy obchodził swoje dwunaste urodziny jak i miał wtedy zacząć pierwszy raz naukę walki z mieczem. Jego brat był od Lokiego o jeden rok starszy i zaczął naukę o wiele wcześniej, ale niestety nie wiedzieli o tym jego rówieśnicy. Sądzili oni, że Thor i Loki są w tym samym wieku i w tym samym czasie zaczęli ćwiczyć walkę z mieczami.
           Thor ćwiczył razem z rówieśnikami, a oni zaś myśleli, że Loki bierze samodzielne zajęcia, więc kiedy zielonooki pierwszy raz przyszedł na zajęcia, jego rówieśnicy, a właściwie rówieśnica – Sif, chciała sprawdzić jakie Loki posiada umiejętności. Rzuciła w jego stronę miecz i kazała, aby z nią walczył. Zielonooki, rzecz jasna nie miał zamiaru, więc postawił miecz na podłodze i kopnął go w jej stronę.
- Boisz się ze mną walczyć? - bardziej mruknęła niż spytała.
- Nie, a czemu tak uwa... - nie dokończył zdania, bo Sif przewróciła go o ziemie i przybliżyła miecz do jego gardła. Loki się przeraził. Nie wiedział, że Sif, po prostu zrobiła to dla żartu i nie miała zamiaru nic mu zrobić. Usłyszał jego rówieśnicy się z niego śmieją, łącznie z Thorem. Pstryknął palcami i znalazł się przed pałacem i zaczął biec w prosto, w stronę rynku, a gdy się tam znalazł nie wiedział co robić. Skręcił w prawo, w stronę lasów, znalazł dróżkę i fontannę.... Ostatecznie wszystko zostało wyjaśnione, Loki uczył się posługiwania mieczem razem z rówieśnikami, ale to miejsce odwiedzał, kiedy potrzebował spokoju, odpoczynku od Thora i jego wywyższania....

              Loki przysiadł się do fontanny i zamoczył ręce w wodzie.
             „Lodowata”
Podwinął rękaw i bardziej zanurzył, woda sięgała mu do łokcia, to było dla niego bardzo przyjemne. Zanurzył też drugą rękę, ale jej nie podwijał rękawa. Nabrał wody w dłonie i obmył ją swoją twarz.                      Położył się na fontannie i dał ręce za głowę. Lada chwila miał być zachód słońca, nie miał zamiaru go ominąć.
               Zaczął się zastanawiać nad jutrzejszym dniem. Przejął się przepowiednią, którą wyczytał zza dawnych książek, wiedział, że to wszystko mogła być prawda.
             „W końcu książki chyba nigdy nie kłamią”
Wciąż myślał jak najszybciej dowiedzieć się prawdy, jakie zamiary posiada ten nowy król...
W księdze, w której czytał o przepowiedni, był nawet opisany jak będzie wyglądał ten elf, właśnie tego Loki miał się zamiar trzymać.
             „Jeśli to będzie się zgadzało - to ta przepowiednia może będzie prawdą”
Przypomniał sobie parę szczegółów dotyczących króla:
Niebieskie oczy
Brązowe włosy
Lekkie rysy twarzy
Chudość
                Spojrzał w niebo, nie miał zamiaru już więcej dzisiejszego dnia myśleć o królu-zdrajcy. Z daleka dostrzegł wysokie, złote i wspaniałe budynki Asgardu. Nad nim przeleciały czarne *Naliaty, krukając w wniebogłosy. Fontanna, przy której leżał, co jakiś czas chlapała go lodowatą wodą, ale mu to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, polubił to. Do jego uszu dobiegł piękny śpiew ptaków. Wsłuchał się w go i zastanowił się jakie ptaki.
              „*Ratta i *Otta”
               Miały bardzo lekkie głosy, wręcz piękne. Pogładził swoje kruczoczarne włosy i westchnął. Skupił się na śpiewie tych stworzeń. Czuł się wspaniale. Jeśli miałby wybierać między głośnym przyjęciem, a spędzeniem czasu w samotności przy fontannie, wybrałby to drugie.
               Właśnie słońce, które zaczęło wyglądać jak wielka, żółta piłka, zaczęło zachodzić za horyzont. Loki obserwował to z uśmiechem na ustach. Chciał, aby tak wyglądał każdy jego wieczór... Gdy zaczęła nastawać ciemność, Loki wstał z miejsca i już miał zamiar iść, gdy przeszło mu przez myśl, aby jeszcze został na chwile. Posłuchał tej myśli i jeszcze raz się położył, zamknął oczy i zaczął się zastanawiać nad powstaniem tego miejsca, fontanny..Nie wiedział kto wybudował to miejsce, kiedy to się stało i czy ktoś tu przychodzi jeszcze prócz jego..Wydawało mu się, że on jedyny zna to miejsce i tu bywa, ale nigdy nikogo się o nie nie spytał. Po prostu chciał, aby to miejsce było tylko jego i aby było odpoczynkiem przed codziennością. Nigdy nie bywał tam ranem, czy w nocy, jedynie w wieczory i popołudnia. Przez te rozmyślania stał się senny i mimo woli zasnął...

*Reicianie – dawne elfy
*Naliaty – asgardzka wersja bocianów
*Ratta –asgardzka nazwa wróbla
*Otta – asgardzka nazwa sroki