Macie dwa rozdziały, zapraszam do czytania. Następny-w przyszłym tygodniu :D Mam nadzieje, że wam się spodoba :)
Poczuł
na sobie przyjemny, chłodny wiatr. Poczuł jak lodowata woda
chlusnęła na niego. Powoli otwierał oczy, zdając sobie sprawę, że
nie znajduję się w komnacie. Gdy otworzył je całkowicie, zobaczył
przed sobą zardzewiałą ławkę, na której siedziała pewna
kobieta. Podniósł się do siadu, niemal przy tym wpadając do wody.
Zamoczył do niej ręce i obmył twarz. Spojrzał na kobietę. Była
to starsza pani, w podeszłym wieku. Ubrana była w szarą szatę,
sięgającą do stóp. Nie miała na sobie butów, ale na jej głowie
znajdował się wianek z kwiatów. Miała brązowe włosy i zielone
oczy.
-
Wiedziałam, że ktoś tu przychodzi jeszcze oprócz mnie, tylko nie
wiedziałam, że to książę – powiedziała zachrypniętym głosem
kobieta, uśmiechając się. Wstała z ławki. Loki też wstał z
fontanny, ale dalej nic nie mówił. Był pod wpływem szoku.
-
Przychodzisz tu od dziesięciu lat, tak? - spytała, Loki po kilku
sekundach kiwnął głowa. - Wiedziałam.. A będziesz tu jeszcze
przychodził?
-
A kim pani jest? - Loki w końcu się odezwał, ale nie miał zamiaru
odpowiadać na pytanie staruszki. Na jego twarzy znalazła się neutralność.
-
Boginią natury, stworzyłam tę fontannę...
-
I co w związku z tym? - powiedział złośliwie. Patrzył w zielone
oczy staruszki, a ona spojrzała na niego smutnym wzrokiem.
-
Przepraszam, że zawracam ci głowę Loki, chciałam ci się
przedstawić i.... cie ostrzec
- Dobrze. Przed czym ostrzec? - nie miał zamiaru być miłym dla tej kobiety.
- Dobrze. Przed czym ostrzec? - nie miał zamiaru być miłym dla tej kobiety.
-
Przed niebezpieczeństwem, które dzisiaj przyjedzie do pałacu..
Uważaj na niego.. Odyn i ten król są w zmowie..a właściwie to
Odyn jest pod wpływem szantażu Rununna... - klasnęła w dłonie i
zniknęła.
Loki
jeszcze stał parę chwil w tym samym miejscu, patrząc na ławkę,
na której przed chwilą była bogini natury. Był w szoku, ale
dominowała w nim złość.
„Że
niby czym ten król mógłby szantażować ojca??”
Usiadł
na ziemi, opierając się plecami o murek, na którym jest fontanna i
zaczął się zastanawiać, czy kobieta mówiła prawdę.
„Nie
ona nie mogła kłamać, czytałem kiedyś, że bogini natury mają
dar przewidywania przyszłości i mają wygląd staruszek..., albo po
prostu ktoś próbuje mnie nabrać?”
Złapał
się za głowę, gdy nagle, przeszło mu przez myśl która jest
godzina. Stanął i zaczął szukać półmetrowego patyka,a gdy w
końcu znalazł, to wbił go w ziemię, tam gdzie jest słońce i
zamarł. Otóż odczytał z tego „zegara”, że jest pięć minut
do dziesiątej. Nie zdążyłby w ciągu pięciu minut dobiec do
pałacu i przebrać swoje mokre, ciemnozielone szaty.
Podszedł
do fontanny, nabrał wodę w dłonie i napił się jej. Po czym
oddalił się od niej. Zamknął oczy i zacisnął dłonie w pięści.
Wyszeptał zaklęcie teleportacji. Poczuł jak po jego ciele
rozchodzi się ciepła energia. To jedyne ciepło jakie lubił.
Po
chwili otworzył oczy i rozglądnął się dookoła. Znajdował się
w swojej komnacie.
Zdał sobie sprawę, że na czymś stoi. Spojrzał w dół i zobaczył książkę. Podniósł ją i rzucił na łóżko. W myślach wyobraził sobie siebie w stroju uroczystym, hełmem i zieloną peleryną. Wypowiedział zaklęcie.
Zdał sobie sprawę, że na czymś stoi. Spojrzał w dół i zobaczył książkę. Podniósł ją i rzucił na łóżko. W myślach wyobraził sobie siebie w stroju uroczystym, hełmem i zieloną peleryną. Wypowiedział zaklęcie.
Potem spojrzał na swoje ubranie. Było idealnie takie jakie
sobie wyobraził. Uśmiechnął się pod nosem.
Nagle
usłyszał pukanie, zdjął hełm i podszedł do drzwi,otworzył. I
zobaczył tą osobę, której się najbardziej spodziewał.
-
Witaj matko, już idę do sali tronowej.
-
Okey, to chodź synku, martwiłam się o ciebie, nie wróciłeś na
noc. - powiedziała troskliwym głosem.
-
Musiałem coś załatwić - zamknął drzwi swojej komnaty. - Mamo, a
jak ten król ma na imię?
-Rununnan..
- obydwoje zaczęli iść do sali tronowej. Loki całą drogę prawie
nic nie mówił, a Frigga próbowała bezskutecznie wyciągnąć od
niego informacje, gdzie był, ale na każde pytanie Loki odpowiadał
mruknięciem. Cały czas zastanawiał się jak wyciągnąć od króla
informacje, dlaczego chce podbić tamtą planetę.
Gdy
doszli do sali tronowej, znajdowali się w niej już Odyn i Thor.
Szybko stanęli po bokach. Thor z Lokim po prawej stronie od tronu,
Frigga po lewej.
Po
chwili drzwi otworzyły się z trzaskiem. Pierwsi przeszli przez nie
strażnicy asgardcy, po nich przyszedł król i dwoje innych elfów.
Loki
przyjrzał się królowi. Miał on brązowe włosy, był szczupły,
ale miał czarne oczy i ostre rysy twarzy. Na głowie posiadał
biało-szare, puszyste, małe uszy. Miał na sobie jasną szatę
sięgającą do stóp, a pośrodku niej znajdował się czarny pas.
„Dwie
z tych rzeczy pasują, a dwie nie.”
Rununnan
podszedł pod schody, na których znajdywał się tron. I klęknął.
-
Moja wysokość, królu Odynie – powiedział, nie przestając się
kłaniać. - Szalenie miło mi króla zobaczyć - Odyn wstał z
tronu, jego mina, przypominała oburzoną.
-
Mi też ciebie, drogi królu Rununnie. Szalenie miło widzieć –
Odpowiedział, według Lokiego, z udawaną szczerością. I klęknął
patrząc w podłogę.
Po
chwili oboje wstali i na twarzy Rununniego zagościł uśmiech, a na
twarzy Odyna-obojętność. Król Trias podszedł do Friggi i
uśmiechając się, pocałował ją w dłoń.
-
Miło mi cie poznać, królowo... - Odrzekł, a Wszechmatka spojrzała
na niego z niechęcią.
-
Mi ciebie też, królu Runnunie..
Król Trias podszedł do Thora i lekko się ukłonił, nie
przestając się uśmiechać.
-
Miło mi cię poznać, Thorze Odynsonie, słyszałem, że jesteś
jednym z najsilniejszych w całych dziewięciu światach - powiedział
miłym głosem.
-
Dziękuję. Mi ciebie też miło poznać - powiedział, uśmiechając
się serdecznie i lekko się kłaniając.
„Ach
ten mój łatwowierny braciszek, każdemu da się przechytrzyć.”
Rununnan
w końcu spojrzał na Lokiego i uśmiech znikł z jego twarzy. Króla sam jego widok obrzydzał,
jednak musiał zgrywać miłego, to było konieczne.
-
Jeden z najlepszych magów Asgardu. Wspaniale cię poznać Loki -
westchnął głęboko. - Odynsonie - niemal wykrztusił te słowa.
Jednak powiedział to wściekle miłym głosem
-
Mi ciebie też, królu Runnunie - skusił się na miły ton, to było
konieczne.
Król
jednak nie ukłonił się przed Lokim, tylko podszedł do Odyna.
-
Drogi królu, czy mógłbyś mi pokazać moją komnatę? - zapytał i
na jego twarzy znów ukazał się uśmiech.
Odyn
przywołał ręką do siebie swoich strażników i powiedział.
-
Pokażcie mu jego komnatę - po czym Odyn podszedł do Friggi, a
jeden z dwóch strażników rzekł:
-
Chodźcie za nami - i wyszli z pomieszczenia, za nimi poszli Runnuun
i dwa pozostałe elfy.
Przez
chwile w pomieszczeniu zapadła cisza. Odyn szeptał coś do uszu
Friggi, po chwili powiedział.
-
A wy już możecie iść - Thor i Loki spojrzeli na siebie i wyszli
z sali.
Przez
parę chwil szli w milczeniu. Loki do swojej komnaty, Thor do swojej.
W końcu gromowładny nie mógł znieść tej ciszy i powiedział:
-
Co robiłeś wczoraj wieczorem? Matka mówiła, że nie było cie w
komnacie - spytał Thor. Loki na niego spojrzał, blade usta wygięły
się w szeroki uśmiech.
-
A jak ty spędziłeś wczorajszy wieczór? Sif dała się poderwać?
- zapytał z ironią. Mógłby z Thorem normalnie porozmawiać, ale w
jego głowie rodziły się pomysły, jakie zamiary ma król Trias.
-
Tańczyłem z nią, ale to nie ważne. Loki co ty wczoraj robiłeś?
- zapytał, po czym stanął w miejscu. Zielonooki dopiero po
przejściu paru metrów zorientował się, że Thor z nim nie idzie.
Zatrzymał się na chwile i obejrzał się do tyłu. On stał w
miejscu i oczekiwał wyjaśnień, Loki ignorując go poszedł przed
siebie, do swojej komnaty.
Thor
stanął i patrzył na oddalającego się brata. Dopiero po paru
metrach zorientował się, że nie idzie z nim brat. Obejrzał się
do tyłu i spojrzał na niego, po czym zaczął iść do swojej
komnaty. Thor stał cały czas w tym samym miejscu i się
zastanawiał. Blondyn nie miał pojęcia, dlaczego Loki nie chciał z
nikim rozmawiać. W ostatnich dniach zrobił się mało kontaktowy.
Thorowi nasuwało się tylko jedno pytanie: Dlaczego?
Jego
brat był typem samotnika, ale ostatnimi czasy prawie w ogóle nie
wychodził ze swojej komnaty, tylko wcześniejszego dnia wyszedł
późnym popołudniem nie wiadomo gdzie.
Dzisiejszego
dnia, myślał, że Loki zapomniał o przyleceniu króla Trias do
Asgardu, ale to wydawało się według niego niemożliwe. W końcu
kilka dni temu Loki opowiadał Thorowi o tej całej przepowiedni,
pisanej dziesięć pokoleń wcześniej. Blondyn powiedział mu wtedy,
aby przestał przejmować się głupstwami i aby zajął się czymś
pożytecznym. Po tych słowach
porozmawiali tylko chwile i Loki wytłumaczył się dodatkowymi
zajęciami z magii i odszedł. Od tego czasu mało co rozmawia z
Thorem, właściwie to skakałby z radości, gdyby nagle zniknął.
Blondyn
zacisnął dłonie w pięści i oparł się o ścianę i spojrzał w
górę.
„Loki
przesadza”
Złapał
się za podbródek i już miał zamiar wymyślać rozmaite teorie,
gdy nagle zza korytarza, wyszła Sif i skręciła w jego stronę.
Bogini uśmiechnęła się płomiennie i podeszła do Thora, a on
odwzajemnił uśmiech i powiedział:
-
Witam Lady Sif - ujął jej dłoń i ją delikatnie pocałował.
-
Witam księcia - zarumieniła się. - Jak się wczoraj pan bawił na
przyjęciu? - dodała zabawnym tonem.
-
Wspaniale, moja droga - ujął ją za dłoń i przybliżył ją do
siebie i zaczęli się poruszać w rytm niesłyszalnej muzyki.
-
Z miłą chęcią bym je powtórzyła..
-
Ja też, mam taką nadzieje.. - Stanął w miejscu, po chwili Sif
też. Zabrał swoje dłonie i jedną z nich pogłaskał jej policzek.
- Szczerą nadzieje.
-
Miło mi to słyszeć - powiedziała, patrząc mu w oczy. -
Chciałabym się utopić w tych boskich niebieskich oczach - złapał
ją za rękę i obydwoje zaczęli iść długimi korytarzami. Nic nie
mówili, nic nie słyszeli. Tylko patrzyli się w swoje oczy.
Przeszli koło wejścia i wolnymi krokami szli podziwiać wspaniałe
ogrody asgardzkie.
Jakiś
czas później..
Król
Trias siedział na dębowej ławce, uśmiechając się pod nosem, bo
wciągu jednego dnia dowiedział się kto gdzie mieszka w pałacu. A
ta informacja była mu jak najbardziej potrzebna. Rzecz jasna, że
nie zapamiętał wszystkiego, pamiętał jedynie gdzie znajduje się
komnata Thora, Odynsonów i Lokiego. Na samą myśl o nim, zacisnął
usta w wąską linię.
Znał
tajemnicę, poznał ją przypadkiem. Odyn chciał, aby nikt nie był
jej świadom.
„Głupiec,
tego nie da się ukryć”
Zacisnął
dłonie w pięści i położył je na kolanach.
Runnunan
wiedział doskonale, że Loki to krętacz i na pewno się zastanawia,
po co ma zamiar razem z Odynem wytyczyć wojnę Czaskienom. Na pewno
już podejrzewał różne rzeczy jak wplątał to jego ojca.
Zielonookiemu musiało przez myśl przejść to słowo – szantaż.
Runnunan wiedział, że może Loki będzie próbował nim manipulować
nim, w celu wydobycia informacji, ale on się nie da, sam był
zresztą manipulatorem. Nic nie wybędzie z króla Trias, jedynie
zwykłe kłamstwa, które w niczym mu nie pomogą..
„A
jeśli okaże się sprytniejszy? Jeśli dowie się, że naprawdę
szantażuję Odyna? Albo Odyn mu powie? Ale nie, nie zrobiłby tego..
Zbyt go kocha.. Obrzydliwe.. Loki na pewno już coś wykombinował.”
Nagle
do głowy wpadła mu ta jedna myśl... Wstał szybko z ławki i
pobiegł przez ogrody, przewracając przy tym Sif. Nawet jej nie
zauważył. Pobiegł do pałacu, schodów, do swojej komnaty..
Otworzył drzwi, jak najszybciej potrafił. W całym pomieszczeniu
było ciemno i nic nie było widać. Zamknął oczy i szybko się
skupił. Zauważył zieloną energie, zaplątaną ze złotem, która
znajdywała się przed nim, po sekundzie zniknęła.
„Loki...”
- wściekł się.
Jakiś
czas wcześniej...
Loki
oparł się plecami o drzwi swojej komnaty i westchnął. W ciągu
ostatnich dni prawie z nikim nie rozmawiał, zrobił się bardzo
mrukliwy. Prawie cały czas spędzał w samotności, zresztą ta
rzecz mu nawet nie przeszkadzała. Tylko...nawet... był przez to
szczęśliwy? Nie, nie zupełnie chyba ześwirował. Podniósł głowę
do góry i patrzył w wysoki sufit. W całym pomieszczeniu było
bardzo jasno. Słońce świeciło Lokiemu prosto w twarz. Podszedł
do okna i zasłonił je czerwonymi firanami. W komnacie zrobiło się
ciemniej, ale nie całkowicie. Loki podszedł do łóżka i usiadł
na nim. Złapał się za głowę i nagle do głowy wpadł mu ten
pomysł.
„Jest
idealny.”
Wstał
z łóżka i przeszedł parę metrów do drzwi. Dopiero wtedy zdał
sobie sprawę, że wciąż jest w wizytowym stroju. Zamknął oczy i
wyobraził na sobie swobodne, asgardzkie szaty. Skupił się.
Zacisnął pięści. Stał tak z parę sekund, po czym spojrzał na
swoje ubranie, składające się teraz z ciemnozielonej szaty.
„Następnym
razem powiem zaklęcie, będzie szybciej.”
Przeszedł
przez drzwi swojej komnaty. Zaczął
iść pięknymi i długimi korytarzami. Po chwili stanął i złapał
się za głowę.
„Plan
jest świetny, ale nie wiem, gdzie on...”
Zacisnął
dłonie w pięści, wiedział, że te dane są ściśle tajne. Nikt
nie może o tym wiedzieć o tym prócz ojca i...
Zaczął
iść w stronę drzwi wejściowych, wiedział co ma zrobić, ale nie
wiedział, czy to się uda.
Przeszedł już kilka zakrętów. Stanął na schodach z czerwonym dywanem.
Przeszedł już kilka zakrętów. Stanął na schodach z czerwonym dywanem.
Odziani
w bojowe zbroje z długimi, żółtymi pelerynami, aż do stóp. Ze wspaniałymi
hełmami. Ze specjalnymi przywilejami.
Zszedł
ze schodów, zmierzając ku strażnikom, chowając przy tym rękę za
siebie. Wypowiedział szybko pod nosem zaklęcie.
Po
chwili poczuł w ręce upragnioną rzecz.
Podszedł
do strażników. Lekko się do nich ukłonił. Oni wymienili ze sobą
porozumiewawcze spojrzenia i przyjrzeli się Lokiemu. Jego twarz
wskazywała idealną obojętność. Ale to była tylko nic nie warta
maska, podczas gdy w środku czuł niepewność, czy zdenerwowanie. W
milczeniu wręczył im kopertę zaadresowaną do Rununna, ale
znajdowało tam się tylko imię, nazwisko,nazwa planety, bez numeru
mieszkania. Wszystko przemyślał.
-
Od kogo to dostałeś Loki? - spytał jeden ze strażników, on
doskonale wiedział, że zielonooki to krętacz, psotnik. Znał
prawie wszystkie jego wybryki. Chociaż mało kto je znał. W gruncie
rzeczy mało kto wiedział kto za nimi stoi. Jedynie ten strażnik
obserwował to wszystko ze spokojem, nic nikomu nie mówił. Ale za
to obserwował go uważnie. To właśnie dlatego został ochroniarzem
drzwi pałacu, zamiast ochroniarzem Odyna.
Zawsze
był ciekawy, gdzie Loki wychodzi popołudniami, a wraca po zachodzie
słońca. Gdy wychodził zawsze był wesoły, ale nie było tego
widać, jednak czasami skusił się na mały uśmiech, ale gdy
widział z daleka kogokolwiek, przybierał neutralny wyraz twarzy.
Strażnik prawie za każdym widział ten lekki uśmiech, tylko na
parę sekund, ale zawsze znikał. Nigdy nie pozostawał na dłużej.
Strażnik
zawsze zastanawiał się gdzie on wtedy wychodził, ale był pewien –
nie do kogoś. Był tego pewny. Loki nigdy nie był towarzyski,
wiedział to z lokalnych plotek i pewnie to była prawda. Rzadko
widział go w czyimś towarzystwie. Po prostu to było dla strażnika
niemożliwe, aby do kogoś wychodził, więc jego pytanie brzmiało:
„Gdzie wychodzi co jakiś czas Loki?”
Czasami
wydawało się mu, że przesadza, może wtedy wychodzi się po prosty
tylko przejść? Zresztą sam nigdy się go o to nie zapytał, jak i
nigdy nie zapyta.
-
Znalazłem na korytarzu. Leżało za salą tronową. Nie otwierałem
– powiedział, wymachując kopertą. - Tylko nie wiem od kogo ona
jest - dodał neutralnym tonem. Strażnik patrzył w oczy Lokiego i
jedynie co zobaczył to obojętność. Loki był dobry w maskowaniu
się przed uczuciami. Chyba nigdy nie pozwolił, im sobie zawładnąć.
-
Na pewno? A sam jej nie napisałeś? - na twarzy Lokiego pojawiła
się ledwo dostrzegalna złość, po sekundzie zniknęła. Na jego
twarzy pojawiła się maska opanowania.
-
Mogę to przeczytać, ale to chyba nie należy do mnie.. - otworzył
kopertę i wyjął papier. Drugi strażnik wyrwał mu te rzeczy i
schował za pelerynę. - To więc do widzenia - rzekł i wolnym
krokiem oddalił się od strażników i skręcił w drugi korytarz.
Nie chciał, aby snuli podejrzenia.
W
kopercie, którą im dał znajdował się daktafon.
„A
nie dyktafon?”
Na
pewno daktafon.. Wyjął pewną rzecz ze swojego płaszcza,słachawkę,
czy coś takiego i przyłożył ją do swojego ucha. Te rzeczy to
pamiątka po wizycie w Midgardzie, ale nie miał czasu na
przypominanie sobie wrażeń z tamtego dnia. Musiał się teraz
sprężyć. Usłyszał w słachawce niewyraźne głosy.
-
Ja nie mogę zanieść tej koperty, mam spotkanie z Friggą, ma mi
coś powiedzieć o dokumentach.
-
To pewnie coś ważnego. Ja odniosę tą kopertę - drugi strażnik
rozglądnął się dookoła, na szczęście nikogo nie widział.
-
Tylko co jakiś czas stawaj i sprawdzaj czy nie idzie za tobą żadna
moc. Dobrze? - powiedział cichym głosem, którego sam Loki, prawie
nie usłyszał, ale na szczęście usłyszał.
-
Dobrze, jakby co na początku zmylę drogi - powiedział ciszej tak,
że Loki nawet nie podsłuchał.
„Teraz
ważny punkt programu.”
Rozejrzał
się dookoła, na szczęście nikogo nie było. Wyłączył
„słachawkę” i schował do kieszeni swojej szaty. Spojrzał w
górę. Zacisnął zęby i skupił się. Zamknął oczy, położył
się na podłodze i wypowiedział szybko całe zaklęcie.
Po
chwili poczuł, że uderzył się w głowę, Wziął rękę i chciał
pomasować nią czaszkę, ale ręka się nie przecisnęła. W tym
miejscu prawie w ogóle nie było miejsca. Spojrzał w dół. Całe
te pomieszczenie w którym się znajdował, było bardzo ciasne.
Właściwie to nigdy nie można było go tak nazwać, bo znajdował
się w kanale wentylacyjnym znajdującym się nad korytarzem. Jedynym
plusem tego miejsca, było to, że średnio co pięć metrów
pojawiały się kraty i można było zobaczyć co się dzieje na
dole. I rzecz jasna to, że były zakręty, takie jak na korytarzach.
Cały kanał był ciemny, ale światło , wpadające przez kraty
oświetlało go. I przez to Loki widział jak brudny był ten tunel.
Cały tonął w kurzu. Zielonooki musiał się powstrzymać przed
kichnięciem, bo każdy dźwięk jest bardzo dobrze słyszalny na
korytarzu. Ta rzecz ma swoją również swoje plusy. To działało
również w drugą stronę.
Zaczął
się czołgać do strażników, co parę metrów mijał kraty. Robił
to wszystko najciszej jak potrafił. Powstrzymywał kichnięcie.
Mrużył oczy..
Strażnicy
w tym czasie rozmawiali. W końcu pierwszy z nich wyszedł na
spotkanie z Friggą. Na pożegnanie powiedział:
-
Wracaj jak najszybciej do drzwi, lepiej, aby jak najmniej osób
zauważyło, że nas nie ma - i poszedł, drugi stał jeszcze przy
drzwiach parę sekund i z kopertą przeszedł poszedł w prawy
korytarz.
Loki
przeczołgał się wcześniej do strażników i usłyszał tylko
końcówkę ich rozmowy. I tak nie sądził czy tym razem jego plan
się powiedzie. Drogę, którą mógłby pokonać w dziesięć
sekund, przeczołgał się w trzydzieści. Nie wiedział, czy
zdążyłby nadążyć, w takim razie za strażnikiem. Jeśli tak, to
istniałby jeszcze jeden problem. Mimo tego, że było ciasno w tym
„tunelu”, to było jeszcze ślisko... Więc jeśli choć raz ten
strażnik wejdzie na schody, które w tym kanale wentylacyjnym
prowadzą pod górę, to nawet nie wejdzie, ale jakby jakimś cudem
to zrobił, to pewnie zajęłoby mu to parę minut, a strażnikowi –
sekund.
Był
jeszcze jeden problem, może głupi, ale w tej chwili ważny. Loki
był cały w kurzu i tylko siłą powstrzymywał się przed
kichnięciem. Jeśliby to zrobił, to strażnicy znajdujący się pod
nim z łatwością zauważyliby, że ktoś nad nimi jest, a kara,
która by go go wtedy spotkała – na pewno nie należałaby do
najprzyjemniejszych.
Ten
„plan” był prosty i banalny, tak, że nawet nie można by było
go tak nazwać, ale był trochę trudny do wykonania. Pierwszą,
najłatwiejszą rzecz zrobił, dalej musi się bardziej postarać...
Kiedy
pierwszy strażnik odszedł, drugi pozostał na parę sekund, po czym
schował kopertę za siebie i poszedł z nią w prawą stronę
korytarza.
Loki
szybko zaczął się czołgać za strażnikiem. Był cały obolały,
chociaż czołgał się tylko z minutę, na „podłodze”, na
której się znajdował, były różne ostre blachy metalu i co jakiś
czas przez bardzo słabe światło, nieumyślnie się o nie ocierał,
aż do krwi.
Strażnik
minął skrzyżowanie korytarzy i szedł cały czas prosto, po chwili
stanął, rozejrzał się i upewniwszy się, że nikogo nie ma –
zamknął oczy i się mocno skupił.
Serce
Lokiego łomotało w jego piersi. Pierwszy raz szedł drogą
wentylacyjną, nie wiedział jak na to zareaguje moc..
Każdy
czarownik, zaawansowany, czy początkujący posiada coś takiego jak
„wykrywacz magii”. Jeśli tylko zamknie oczy i się mocno skupi,
może zauważyć w jakimkolwiek miejscu magiczną energie, czyli
czarodzieja. Ona posiada w sobie dwa, jedyne, niepowtarzalne kolory.
Jeden z nich ma taki sam kolor jak oczy czarodzieja, którą ją
posiada, a drugi określa jedną z najważniejszych cech charakteru.
Ten czarodziej nigdy nie nie będzie mógł się dowiedzieć, jaki
drugi kolor posiada jego energia, jeśli się dowie, ponieważ chciał
– zginie. Jeśli ktoś mu powie o tym, wbrew jego woli – to ta
osoba zginie. I
mimo tego, że czarodziejów jest naprawdę mnóstwo na tym świecie,
każdy posiada jedyne dwa niepowtarzalne kolory swojej energii. Był
jednak minus tego przywileju. Ukazywanie energii może nastąpić
tylko w pomieszczeniu w którym dany czarodziej się znajduję. A
cały korytarz, był zawsze traktowany przez moc, jako pełne
pomieszczenie i nie miał pojęcia czy moc weźmie kanał
wentylacyjny również za część korytarza. Jeśli tak, to już po
nim..
Strażnik
stał na kolejnym skrzyżowaniu korytarzy. Po paru chwilach otworzył
oczy i spojrzał w prawą stronę. Loki pragnął zobaczyć, co
strażnik tam widzi, ale wtedy musiałby podnieść kraty i wychylić
całą głowę, a jeśliby to zrobił to byłby skończonym idiotom.
-
Witam – powiedział i klęknął na jedno kolano, po czym wstał.
-
Witam strażniku – odparła, podchodząc do niego.
„Jeszcze
jej tu potrzeba, na szczęście zaraz pójdzie, odpocznę trochę.”
- pomyślał Loki patrząc na znienawidzoną przez niego Amorę.
-
Nie powinnaś być w Midgardzie? W ramach prac społecznych za
zniszczone szkody? - zapytał zdenerwowanym głosem strażnik.
-
A co mnie obchodzi ta ludzka rasa? Jakbym ja tego nie zniszczyła, to
na pewno, któryś z nich to zrobił. - odpowiedziała, przeczesując
swoje blond włosy.
-
Odyn znajdzie dla ciebie inną karę w postaci tortur albo zabierze
twoje moce.
-
I ja mam się go bać? - zaśmiała się. - Jakoś nie widzę, aby
zgotował mi tortury, chyba, że torturami można nazwać prace
społeczne. - zaczęła iść przed siebie, ale po chwili dodała:
-
Uważaj na górze! Bo ktoś cię jeszcze złapię i będą kłopoty!
- zaśmiała się i poszła przed siebie.
Loki
patrzył na odchodzącą czarodziejkę i szczerze przeklinał pod
nosem. Był pewny, że ostatnie zdanie skierowała do niego. Tylko
jak mogła go zauważyć? To było niemożliwe! Kanał wentylacyjny
znajdował się cztery metry nad korytarzem, więc patrzyła na górę?
On tego nie widział! Chyba, że po prostu oczami go dostrzegła. Ale
był pewien. Za wszelką cenę dowie się co robił w „tunelu” i
dlaczego znajdował się idealnie nad strażnikiem.
Stróż
asgardzki patrzył na odchodzącą Amorę. Tym, że uciekła z
Midgardu, jak miała wypełnić pracę społeczne, to było wiadome,
ale był zdziwiony jej ostatnim zdaniem. O co jej chodziło? A
zresztą co się będzie nią przejmował, ma ważniejsze sprawy na
głowie, ale będzie musiał o tym powiedzieć Wszechojcowi.
Skręcił
w lewo, Loki zresztą zrobił to samo, czołgał się, co chwila
uderzając się w głowę i ocierając się o stare blachy. Nic nie
mówił, nie syczał z bólu, musiał wytrzymać, gdy chciał
kichnąć, brał głowę do ramienia i tam wciągał powietrze, na
jakiś czas to zatrzymywało uczucie kichnięcia. Czuł się
fatalnie, jego szaty były zniszczone, ale musiał wytrzymać, to
było ważne.
Strażnik
co jakiś czas mijał to samo miejsce.
„No
nie, on zatacza koła, aby zmylić drogi.” - westchnął cicho.
Był wykończony.
Stróż asgardzki szedł z kwadrans, zielonooki był po tym czasie stał się zmęczony.
Emanowało w nim uczucie przyjemnego zimna i znienawidzonego ciepła,
jednak był wytrwały, musiało mu się udać.
Nagle
stało się coś, czego Loki najbardziej się obawiał, strażnik
zaczął iść po schodach. Loki westchnął i wtedy wpadła mu jedna
myśl. Wziął dwa głębokie oddechy i powiedział pod nosem
zaklęcie. Był wykończony, ale miał nadzieje, że się uda i nie
mylił się, po chwili leżał sześć metrów przed siebie i przez
kraty widział strażnika, idącego jeszcze po schodach. Ostatkiem
sił uśmiechnął się pewnie.
Kiedy
stróż asgardzki odszedł od schodów, skręcił w prawą stronę i
szedł tak z dwie minuty i w końcu stanął, zamknął oczy, stał
tak parę chwil, ale nic nie zauważył i podszedł do wielkich
czarnych drzwi.
Miał
pecha.. Tam gdzie były drzwi, kończył się kanał wentylacyjny, a
był tak wycieńczony, że nie miał siły go rozwinąć za pomocą
magii.
Położył
się przed ostatnimi kratkami, aby mieć widok na strażnika. On
wyjął zza peleryny kopertę, otworzył drzwi, które się same z
siebie zamknęły
Po
pięciu minutach strażnik wyszedł.
Kiedy wyszedł strażnika, za pomocą magii stanął na
korytarzu. Cudem trzymał się na nogach. Podszedł do ściany, dał
tam rękę i powstrzymywał się, aby nie upaść, ale to nic nie
dało. Padł na kolana i głęboko odetchnął, kichnął kilka razy.
Spojrzał na swoje ubranie, całe było zniszczone, mokre od krwi. I
było pełne kurzu.
„Nigdy
więcej”
Złapał
się za plecy, bardzo go bolały, po ciągłym czołganiu. Splunął
na podłogę. Nie miał już żadnej siły, aby użyć magii, aby się
przebrać. Znów kichnął i oparł się bolącymi plecami o ścianę.
Podrapał się w głowę. Nie chciał, aby ktoś w tej chwili widział
go w takim stanie.
W
końcu wstał i podszedł do wysokich, czarnych drzwi. Postawił rękę
na brązowej klamce i wolno otworzył drzwi. Myślał, że ujrzy od
razu komnatę, ale tam znajdował się krótki korytarz. Po prawej i
lewej stronie znajdowały się po trzy drzwi tego samego koloru, a
pośrodku, naprzeciwko znajdywały się one jasnego koloru.
Zielonooki
wiedział, że w którejś z tych drzwi znajdował się król. Ale
czy teraz naprawdę chciałby tam wejść? W takim ubraniu,
wyczerpany, tak, że nawet nie mógłby użyć mocy. Narazić się na
kpiny? Ale Loki był zbyt wykończony, aby myśleć realistycznie.
Pomyślał: „Dokończę zadanie!”.
Podszedł
do trzecich drzwi po lewej. Chwycił za klamkę i już miał
otwierać, gdy nagle zdał sobie sprawę co chce zrobić. Narazić
się na kpiny, karę, stracić szacunek.. Nie mógł do tego
dopuścić. Ale wycieńczony umysł zrobił swoje. Otworzył drzwi.
Ujrzał ciemność, zamknął oczy. Poczuł piękny zapach lasu po deszczu.
Skupił się. Nie wyczuł żadnej energii. Zamknął drzwi, ale nie
zapalił światła. Podszedł do słabo widocznego łóżka, a tam
zobaczył *tirię z naklejką króla.
„Zgadłem!”
Zaczął
szperać w tirii. Szukał jakichś papierów, dokumentów, notatek,
przecież Rununnan musiał gdzieś zapisać choć cząstkę swojego
planu. W końcu wyciągnął notatnik i wyciągnął jakiś ołówek.
Usiadł na krześle, znajdującym się przed drzwiami. Zapalił
ołówek, nawet nie wiadomo jak bardzo mógłby być wycieńczony,
zawsze z największa łatwością może coś zapalić. W końcu był
bogiem ognia.
Zaczął
czytać:
„ Komnata
małżeństwa Odynsonów znajduję się w komnacie na samej górze w
*namerze 5022. Thora w namerze 2220, a Lokiego w 2015. W *Taże armia
zbierze się przed pałacem Asgardu i będzie razem z..”
Nie
dokończył czytać, bo drzwi otworzyły się na całą szerokość.
Wiedział, kto przyszedł. Szybko wstał, pstryknął palcami i
zniknął.
Złapał
się za parapet znajdujący się pod oknem, znajdował się w swojej
komnacie. Był pewien. W całym pomieszczeniu było ciemno. Oparł
wciąż bolące plecy, o ścianę. Westchnął i zamknął oczy. Nie
miał już siły, po takim użyciu magii. Teraz chciał zasnąć.
Choćby pod oknem.
Po
chwili całe pomieszczenie zajaśniało. Loki z niechęcią otworzył
oczy, myślał, że to matka przyszła spytać, ale to co zobaczył
przeraziło go. Nie był w swojej komnacie!! Czy przez to, że był
wykończony, to jeszcze mieszało mu się w głowie?? Jeszcze
bardziej się zdziwił, gdy w drzwiach stanęła Amora.
-
Wow, tak za mną tęskniłeś, że postanowiłeś zrobić mi
niespodziankę? - spytała z sarkazmem, spoglądając na jego
potargane i brudne od krwi szaty. - Tylko mogłeś się lepiej ubrać
- Loki był tak bardzo zmęczony, że nawet nie miał siły stanąć,
a tym bardziej użyć magii. Jedyne co mu pozostało, to
„porozmawiać” z Amorą, a po uzyskaniu wystarczającej mocy po
prostu zniknąć.
-
Tak Amoro, przyszedłem cie odwiedzić, po naszym ostatnim spotkaniu,
bo tęskniłem – odparł z niechęcią.
-
Ale o którym myślisz spotkaniu? Tym rok temu, czy tym dzisiejszym?
Bo wiesz dzisiaj nawet się do mnie nie odezwałeś. I przez to było
mi tak bardzo przykro... - dodała sztucznym, smutnym głosem.
-
Jakim spotkaniu dzisiejszym? Ostatni raz cię widziałem rok temu -
powiedział, bo czarodziejka mogła sprawdzić czy to był naprawdę
on i mogłaby to wykorzystać.
-
O... Lokiś... - podeszła bliżej. – Kłamiesz, a zresztą jak
zawsze.. - Loki wstał, ale wciąż opierał się rękami o parapet.
-
Nie mów tak do mnie, bo..
-
Jesteś zbyt słaby, aby mnie zabić, a ja to mogę zrobić z
przyjemnością – odparła stając od niego o metr. - Pewnie się
zmęczyłeś, chodząc kanałami wentylacyjnymi. Ponad pół
godziny.. Współczuję, a to tylko w imię króla, aby poznać kiedy
ma zamiar podbić Asgard... - Loki przyjrzał się jej z nie chęcią.
-
Skąd tyle wiesz?
-
Tak się składa, że Rununnan, to mój.. - westchnęła. - ojciec..
- po czym pstryknęła palcami, a Loki znalazł się w swojej
komnacie.
Zielonooki
położył się na łóżku, nie miał zamiaru dalej nad tym myśleć,
chciał zasnąć, odpocząć i udało mu się to..
*tiria
– walizka
*namerz
– numer
Wow, długi, ale fajny.
OdpowiedzUsuńLoki szpieg wymiata, choć szczerze mówiąc bardziej podobał mi się pierwszy rozdział. :D
Opis jest dobry, pomijając taki szczegół, że non stop czytałam "po pięciu minutach" "w ciągu pięciu minut" "po pół godziny" "szedł dwie minuty prosto, a po tem..." wiesz o co mi chodzi? To jest ok, ale w mniejszej ilości ;)
Życzę weny, czekam na więcej i ahh Aurora
Pozdrawiam
Embers
P.S. U mnie nowy rozdział
Phi, Ty już byłaś na nowym rozdziale, wybacz :P
UsuńMi też Loki-szpieg się podoba, musiał zdobyć informacje, aby wiedzieć co planuje Rununnan. Wiem, wiem, sama dopiero teraz zauważyłam ile tych słów jest, wlaśnie poprawiam :) Dzięki, wena się przyda.
OdpowiedzUsuńAsia
Nie wiem gdzie Cię powiadamiać, ale tak jak prosiłaś robię to.
UsuńU mnie nowy rozdział, zapraszam :)
Embers
Dwa rozdziały!!!! Rozpieszczasz nas ;) rozdziały świetne. Musze przyznać, że najbardziej podobał mi się dialog Amory i Lokiego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Rox